Super Biznes: Po co nam deputowani?

2014-05-27 4:00

Szanowni Czytelnicy, jesteście ode mnie znacznie mądrzejsi, bo czytając ten felieton znacie już wyniki wyborów do europarlamentu i wiecie, kto zdobył mandat, a kto przepadł z kretesem.

Ja kreśląc tych kilka zdań, wiedzy jeszcze takiej nie posiadam. Ale trudno, spróbuję odpowiedzieć na postawione w tytule pytanie. Wbrew pozorom tych 51 wybrańców nie jedzie do Brukseli i Strasburga tylko po to, żeby dostawać gigantyczne apanaże, choć znakomita większość Polaków tak właśnie myśli. Wraz z rozszerzeniem kompetencji Parlamentu Europejskiego wzrosła też rola jego członków. Dziś PE poza kreowaniem wspólnej polityki zagranicznej i staniem na straży praw człowieka współdecyduje (na równi z Radą Unii) o tak ważnych obszarach, jak rolnictwo, polityka energetyczna czy fundusze unijne. Tak, to prawda, że nasi eurodeputowani nie stanowią nawet 10 proc. całości składu PE, ale właśnie na tym polega ich rola, by tworzyć koalicje i lobbować na rzecz naszych interesów.

Zobacz też: Super Biznes: Świetny interes na dwóch kółkach

Eurodeputowani są więc nam potrzebni wcale nie po to, żeby wygłaszali płomienne przemówienia przy pustej sali, nie po to, żeby organizowali bogoojczyźniane wystawy w hallu parlamentu, ale żeby szczególnie uważnie monitorowali inicjatywy prawodawcze, które mogą naruszać nasze interesy. A było tego w minionej kadencji co niemiara, żeby przypomnieć tylko nieszczęsną dyrektywę tytoniową, jednolity patent europejski czy zakusy komisji środowiska, by zablokować wydobycie gazu łupkowego. Unia Europejska to nieoderwana od rzeczywistości idea. To wielka gra interesów. Po 10 latach w Unii część naszych polityków wreszcie to zrozumiała. Mam nadzieję, że jest to większa część tych 51, którzy świętują wyborcze zwycięstwo.

Wiadomości se.pl na Facebooku

Najnowsze