Spis treści
- Nie było żadnej nadziei
- Jak wytłumaczyć holokaust
- Dlaczego tak późno
- Trzeba walczyć
- Wsparcie z zewnątrz
- Getto płonie
- Za wolność, po prostu
Było ich niespełna tysiąc, tysiąc żydowskich bojowników, którzy w heroicznym zrywie powstali przeciw nazistom 80 lat temu. Powstanie w warszawskim getcie pod dowództwem kilku członków żydowskiego podziemia, w tym Mordechaja Anielewicza i Marka Edelmana, wydarzyło się późno. Większość ludności żydowskiej Polski, w tym Warszawy już zamordowano.
Nie było żadnej nadziei
Uzbrojenie szczupłych oddziałów było rzeczą niemożliwą. Broń można było tylko zdobyć poza murem getta, a i tam nie było jej wystarczająco dużo.
We wspomnieniach świadków tego bohaterskiego zrywu wciąż przewija się refleksja, że na Niemców, poza powstańcami ruszyli w getcie wszyscy, którzy jeszcze mogli chodzić. Jedna z ocalałych wspomni po latach, że nawet z kijami, kamieniami i wszystkim co było pod ręką. Za unicestwione życie. Za dzieci, starców, za pięknych i młodych umierających z głodu na ulicach getta. I wreszcie za brak nadziei, za zabranie im jej do końca.
„Nie było żadnej nadziei. Powstanie w getcie warszawskim 1943”. Właśnie tak brzmi tytuł pokazywanego przez muzeum POLIN filmu w reżyserii Kamy Veymont, relacjonującego przebieg tego niezwykłego zrywu.
Zagłada - Shoah – trwała. Holocaust – w znaczeniu dosłownym oznacza ofiarę całopalną składaną bogom. Gdy nazistowskie „ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej” („Endlösung der Judenfrage”) czyli umyślny, planowy mord europejskich Żydów wypełniało się, mówiono: „mogą wywieźć 3 tys. Żydów z małego miasteczka, ale nie 450 tys. z Warszawy. To jest niewykonalne logistycznie.” Ale dzięki bydlęcym wagonom dostarczenie milionów Żydów do obozów zagłady nie było znowu tak niemożliwe logistycznie. Gorzej, ono się udało! Nie dano rady jedynie przed wkroczeniem aliantów spopielić, zburzyć, zaorać: zatrzeć dowodów zbrodni. Wyzwalający obozy zagłady Amerykanie płakali patrząc na stosy ciał, na masowe groby – doły nagich kobiet i dzieci.
Czytaj także: Jak NKWD w 1940 r. „rozładowało” swoje więzienia - w 83. rocznicę zbrodni katyńskiej
Jak wytłumaczyć holokaust
Warszawscy Żydzi z getta wiedzieli, dokąd się ich wywozi. Do obozów zagłady „z których ucieczka możliwa jest tylko przez komin”.
Nazistowski projekt ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej zabił 5,8 mln Żydów, dwie trzecie diaspory europejskiej, jedną trzecią światowej.
Holokaustu nie da się wyjaśnić – to zdanie będzie padać po wojnie wielokrotnie zarówno z ust ocalałych, świadków, jak i ludzi konfrontowanych z przejmującym świadectwem obozów zagłady z nazistowską machiną do zabijania ludzi.
Dlaczego tak późno
Dlaczego powstanie wybuchło dopiero w kwietniu 1943 r., gdy już dopełniała się Zagłada? Na to pytanie w jednym z wykładów starał się dać odpowiedź Marian Turski – wybitny historyk i dziennikarz, ocalały, „strażnik wspólnej, polsko-żydowskiej pamięci”.
Jego zdaniem wpływ na datę powstania miał fakt, że decyzja o „ostatecznym rozwiązaniu” podjęta prawdopodobnie w lipcu 1941 r. dotarła do Żydów dopiero w grudniu, a w dodatku wielu nie wierzyło, że coś takiego jak zamordowanie narodu w ogóle może się zdarzyć.
Inny problem dotyczył broni. Dowódca AK gen. Rowecki-Grot ignorował prośby o dostarczenie broni do getta albo dostawy były bardzo skromne – tak skarżyli się Janowi Karskiemu dowodzący podziemiem warszawskiego getta.
Jan Karski, emisariusz Polskiego Podziemia, który podczas II wojny światowej narażał życie, żeby o Zagładzie Żydów dokonywanej przez nazistów na terenach okupowanej Polski dowiedział się Zachód, dwukrotnie spotkał się w getcie z przywódcami żydowskich partii na ich prośbę. Natychmiast potem zapytał „Grota” wprost – dlaczego tak mało broni trafia do getta? Generał odpowiedział: „Broni mam niewiele, muszę gromadzić ją na godzinę W, a dostarczona do getta przyda się tylko na krótko i w końcu wpadnie w ręce Niemców”. Uważał, że powstańczy zryw w getcie potrwa 3-4 dni. Jednak powstanie trwało blisko miesiąc!
Wydaje się, że Żydzi mogli zbuntować się wcześniej. Czasem przypisuje im się brak odwagi. Marian Turski w odpowiedzi na takie sugestie zawsze cytował wybitnego historyka Izraela Gutmana, uczestnika powstania w getcie, więźnia Auschwitz: „Ofiary hitlerowskiego terroru, więźniowie obozów koncentracyjnych, jeńcy wojenni, robotnicy przymusowi, ludzie, którzy mieli wszelkie powody do buntu, z reguły nie stawiali oporu. (…) Ludzie są w stanie stawić opór i buntować się, wówczas gdy ich walka ma jakieś szanse powodzenia lub może pociągnąć za sobą innych. W warunkach reżimów totalitarnych, gdy opór pozbawiony jest jakichkolwiek szans zwycięstwa, ofiary z reguły nie buntują się”.
Czytaj również: „80. rocznica wybuchu powstania w getcie warszawskim” – złota i srebrna moneta kolekcjonerska NBP
Trzeba walczyć
Jednak zbuntowali się. Wobec nieuchronności likwidacji getta, bo do najliczniejszej wywózki już doszło, Żydowska Organizacja Bojowa zdecydowała, że trzeba walczyć. Czuła jednak spory opór wobec wzięcia udziału w powstaniu żydowskich podziemnych sił lewicowych, w tym zorganizowanych w Żydowskim Związku Wojskowych – rwącym się do walki. Gdy powstanie ruszyło sprawa rozwiązała się sama. Wszyscy Żydzi wspólnie, współpracując, bili się z okupującymi Polskę ludobójcami.
Podczas powstania szeregi ŻOB liczyły około 500 walczących, ŻZW 250. Żołnierze powstańczy nie byli bezbronni. Mieli broń skradzioną Niemcom, mieli broń kupioną na czarnym rynku. Jednak w zestawieniu z uzbrojeniem Niemców wyposażenie militarne oddziałów getta było daleko niewystarczające. Do tego stopnia, że w sukces powstania nie wierzyli nawet jego dowódcy.
Głównymi celami walki miały być: pomszczenie ludzi, wymordowanych przez nazistów w Treblince i innych obozach zagłady a także „śmierć z podniesionym czołem”, w potyczce z wrogiem, a nie w komorze gazowej.
Wybuch rebelii kompletnie zaskoczył Niemców, spokojnie nadzorujących wywózki. Ci, którzy otworzyli bramę getta przy Umschlagplatzu, poddali się najszybciej. Wkrótce stało się dla atakowanych jasne, że powstańcy umieją walczyć, i to nie tylko bronią, a na ich korzyść działa również niebywała zaciekłość i desperacja. Już przy drugiej bramie Niemcy bronili się, aż cztery dni.
I mimo, że naziści rzucili do Dzielnicy Żydowskiej siły zdolne niemal natychmiast obronić się przed powstańcami, to walki w getcie trwały dalej. Liczba karabinów maszynowych i innej broni była tam zresztą większa niż wydawało się Armii Krajowej. Nieulękli bojownicy walczyli do 16 maja, aż 26 dni!
Wsparcie z zewnątrz
W czasie powstania dowództwo AK kilkakrotnie decydowało się pomóc walczącym za murami getta. Uradziło, że najlepsze taktycznie będzie zrobienie wyłomów w murach. Z jednej strony staną się one bramami ucieczki, z drugiej bramami wejścia dla antyniemieckich sił z zewnątrz. Niestety, akcje wysadzenia murów przeprowadzone przez AK nie powiodły się z powodu dużych niemieckich sił rozlokowanych wokół getta. Było to zbyt duże przedsięwzięcie jak na środki skierowane przeciw Niemcom przez Armię Krajową.
23 kwietnia Kedyw, dział Armii Krajowej zajmujący się akcjami bojowymi, zmienił strategię, uznając, że korzystniejsze będzie dla powstańców atakowanie niemieckich posterunków rozlokowanych wokół murów.
W sprawozdaniu Kedywu Okręgu Warszawskiego Armii Krajowej za kwiecień 1943 r. napisano: „Od 24 kwietnia codzienna akcja patroli na Niemców przy getcie, celem zadania strat Niemcom oraz szkolenia oddziałów własnych. Dotychczas akcje bez strat własnych. Straty Niemców codziennie kilku”.
Dowódca powstania Mordechaj Anielewicz zginął broniąc prowizorycznego bunkra, powstałego z umocnionej piwnicy. Bojownicy i ich dowódcy zmęczenie walką, pozbawieni amunicji, ginęli nie tylko w walce, ale i śmiercią samobójczą. Nie chcieli umierać z rąk oprawców narodu żydowskiego. Grupka powstańców, z Markiem Edelmanem na czele, przebiła się na stronę aryjską i walczyła później w polskim podziemiu.
Getto płonie
Płonęło getto, a Warszawa patrzyła wstrząśnięta widokiem jego likwidacji. Zza wysokiego muru otaczającego Dzielnicę Żydowską było widać płomienie strzelające w niebo i tumany dymu. Swąd czuć było w całym mieście. W nocy nad rozżarzonymi kamienicami unosiła się krwawa łuna. Ten widok strwożeni warszawiacy zapamiętali na zawsze.
Waliły się kamienice. Widać było tylko górną część budynków, ale rozpoznawano je, przywoływano w pamięci ich przedwojenny wygląd. Niektórzy szlochali lub dyskretnie ocierali łzę. Nie byli świadomi, że to gorzki przedsmak tego, co najeźdźcy zrobią, gdy Hitler zechce ukarać walczącą Warszawę, gdy zrówna z ziemią nie jedną dzielnicę, lecz unicestwi miasto.
Niedawno światło dzienne ujrzały zdjęcia robione zza murów płonącego getta. Widać na nich płonące szkielety górnych pięter kamienic, niczym z apokaliptycznych obrazów Boscha. Znalazł się ktoś, kto ryzykował życiem, zwalniając migawkę aparatu.
Za wolność, po prostu
Stefan Kisielewski pisał w Tygodniku Powszechnym w 1945 r. czym dla Warszawy był upadek powstania w getcie.
„Wielkie miasto nie zrozumiało przestrogi, upiornego memento, które wisiało nad nim (…) udawało, że się nie boi, że strach nie istnieje – i oto strach wypełzł z umarłych zakamarków Dzielnej, Smoczej, Nowolipia i owładnął Warszawą”.
Marek Edelman, jeden z przywódców powstania w getcie, przeżył wojnę, został lekarzem i zmarł dopiero w 2009 r. Tłumacząc sens tego zrywu powiedział „Najważniejsze jest życie, a kiedy się ma życie, to najważniejsza jest wolność. I dla tej wolności czasem przychodzi oddać życie”.