Fundacja Rozwoju Systemu Edukacji to "Biznacjum" PiS
"Gazeta Wyborcza" opisała kontrowersyjną sprawę związaną z Fundacją Rozwoju Systemu Edukacji, która od 29 lat zarządza programami wymian młodzieżowych, takimi jak Comenius, eTwinning, Leonardo da Vinci i Erasmus+. Suma jej aktywów to 2,5 mld zł. Dziennik podkreśla, że ta dość pokaźna pula to przede wszystkim pieniądze unijne, MEN daje jedynie 11 mln zł. Fundacja ma również otrzymać prawie 1,8 mld zł z Krajowego Planu Odbudowy, m.in. na branżowe centra umiejętności.
"Gazeta Wyborcza", powołując się na swoich informatorów, podaje, że są wątpliwości co do transparentności polityki finansowej fundacji. Rozmówcy dziennika mówią o "bizancjum", wydawaniu "gigantycznych kwot na imprezy" i "oszczędzaniu na pracownikach". Dyrektorem generalnym FRSE jest dr hab. Paweł Poszytek, do 2010 r. radny PiS w powiecie garwolińskim. Jak podaje gazeta, jego wynagrodzenie na tym stanowisku to ok. 28 tys. zł, na stanowisku wicedyrektora jest o kilka tys. zł niższe, a na szeregowych stanowiskach pensje mają oscylować w granicach 4-5 tys. zł. Nadzór nad organizacją pełni przewodnicząca rady FRSE Marzena Machałek, wiceminister edukacji i nauki. Pozostałe osoby zasiadające w Radzie to politycy związani z PiS, Partią Republikańską, współzałożyciel Porozumienia Centrum czy dyrektor biura zarządu PZPN.
Pokaźne zarobki dla działaczy PiS
Maciej Kopeć (były wiceminister edukacji, dziś wiceprzewodniczący zachodniopomorskiego sejmiku), Anna Kaczmarczyk i Piotr Gajewski (były zastępca generalny) odmówili podpisania sprawozdania finansowego FRSE. Miało to "sparaliżować działalność FRSE na pół roku i groziło bardzo poważnymi konsekwencjami dla zarządzania funduszami europejskimi". Według ustaleń "Gazety Wyborczej" chodziło o sposób zarządzania fundacją i przepływy między nią a prywatną spółką SkillsPoland, której prezesem został Poszytek, a wiceprezesami osoby z FRSE. Wynagrodzenie pobierają członkowie zarządu, w tym prezes FRSE, w kwocie około 5 tys. zł, o której mówią "dodatek funkcyjny". Informatorzy obawiają się o to, czy wydatkowanie pieniędzy i zlecanie prac podwykonawcom będą w pełni transparentne.
Chodzi o olbrzymie pieniądze, bo spółka SkillsPoland ma za zadanie zorganizować imprezę za 100 mln zł, po części pochodzące z funduszy unijnych. To EuroSkills, zwane igrzyskami olimpijskimi zarządów branżowych. Ta kosztowna impreza ma odbyć się w 2023 roku w Gdańsku.
Na co idą grube pieniądze europejskie?
Jak podaje "Gazeta Wyborcza", w ubiegłym roku FRSE wypłaciło SkillsPoland 1,7 mln zł. Pieniądze były potrzebne na zorganizowanie eliminacji do EuroSkills. "Okazało się, że organizacja eliminacji kosztowała jednak 800 tys. zł. Na co wydano pozostałe pieniądze?" - pyta dziennik. Część funduszy trafiła na poczet przyszłych zawodów, a 300 tys. zł to "pozostałe koszty rodzajowe".
"Wyborcza" pisze o wątpliwościach dotyczących unii personalnej fundacji i spółki, a także delegacji dyrektora generalnego FRSE. Jest ich "nawet dwadzieścia w roku", a to "dyrektor sam je sobie podpisuje, sam jedzie i sam opłaca". Część z nich pokrywa się z publikacjami potrzebnymi do habilitacji, a koszty każdego z tych wyjazdów sięgnęły 15-20 tys. zł.
Poszytek przekonuje, że habilitacja "dotyczy tylko i wyłącznie programu Erasmus+, więc krytyka jest bezzasadna". Uważa też, że ma za zadanie promować go również na polu naukowym. Zastrzeżeń do wyjazdów szefa FRSE nie ma też wiceminister Machałek, ani do tego, że sam zatwierdza swoje wyjazdy. Jak czytamy w jej tłumaczeniu, od 2006 r. dyrektor fundacji posiada uprawnienia do akceptowania delegacji i urlopów całego zarządu. Poszytek uważa, że unia personalna FRSE i SkillsPoland wynika z faktu, że jest oficjalnym delegatem stowarzyszenia WorldSkills i jedyną osobą prawnie umocowaną do reprezentowania go z ramienia Polski. Podpiera się opinią prawną, która nie stwierdza konfliktu interesów. Uważa, że połączenie obu stanowisk jest konieczne dla "sprawnego i efektywnego" przeprowadzenia EuroSkills w Gdańsku. Zdaniem Poszytka, w innym razie spółka musiałaby zatrudnić zarząd oraz zespół w pełnym wymiarze za pełne kwoty wynagrodzeń. "W efekcie oszczędzamy setki tysięcy złotych" - przekonuje na łamach dziennika.
Co dalej z fundacją?
Według "Gazety Wyborczej" sprawa ma też wyraźne tło polityczne. "Poszytek twierdzi, że czuje się mobbingowany przez niektórych polityków" - czytamy. Informatorzy potwierdzają, że miał się narazić wpływowym osobom z obozu władzy. Jeden z informatorów gazety miał powiedzieć, że decyzja o jego odwołaniu miała ostatnio zapaść w KPRM. Znaleziono nawet jego zastępcę, który szykował się do tej funkcji. Ale w ostatniej chwili sprawę zablokował minister Czarnek.