Rodzice i opiekunowie osób niepełnosprawnych, to w mojej opinii niezwykli bohaterowie. Ich poświęcenie, troska i ciężka, cholernie ciężka fizyczna praca zauważane są przez nielicznych. Od lat walczą o prawo do godnej egzystencji i od lat spychani są na margines. Z punktu widzenia pragmatyki władzy, to nawet zrozumiałe. Nie wysypią zboża na tory, nie będą palić opon pod Kancelarią Premiera, nie wyprowadzą tysięcy ludzi na ulicę. Od czasu do czasu urządzą protest w Sejmie przypominając światu o swym istnieniu. Ich wsparcie to obowiązek cywilizowanego państwa. Skoro udało się za sprawą 500+, gigantycznego transferu socjalnego, zlikwidować biedę wśród dzieci, to dlaczego nie można rozwiązać problemu zaledwie 200 tys. osób, które muszą utrzymać siebie i swych ciężko chorych podopiecznych za 1406 zł lub 520 zł?!
PRZECZYTAJ KONIECZNIE: Kolejne nagrody w rządzie PiS. Wiemy, ile dostał mąż Julii Przyłębskiej
Tydzień temu, na konwencji PiS, premier przedstawił tzw. Piątkę Morawieckiego. Interesujący, atrakcyjny i spójny program społeczno-gospodarczych reform zasadzających się na haśle – mniej obciążeń podatkowych, większe wsparcie dla najsłabszych. Piątka Morawieckiego podparta została diagnozą (w olbrzymim stopniu słuszną), że polska gospodarka rozwija się bardzo dobrze a budżet notuje rekordowe wpływy wynikające nie tylko z bardzo niskiego bezrobocia ale i załatania VAT-owskiej dziury.
Niestety dzisiaj, cała ta spójna narracja, mówiąc kolokwialnie, wzięła w łeb. Premier powiedział coś, co należy przetłumaczyć – będą pieniądze dla opiekunów niepełnosprawnych, jeżeli zabierzemy je najbogatszym. Pomijając niestosowność (w zasadzie powinienem użyć mocniejszych słów) wykorzystywania najsłabszych do podnoszenia podatków, rodzi się zasadnicze pytanie - Skoro tydzień temu było tak dobrze z naszą gospodarką i budżetem, to dlaczego już dzisiaj tak dobrze nie jest?
Pytań jest zresztą więcej. Kim dla premiera Morawickiego są ci najbogatsi? Czy to ci, którzy zarabiają powyżej 300 tys. zł rocznie (PiS w swoim programie z 2014 r. chciał ich opodatkować 39 proc. podatkiem), czy może ci, którzy zarabiają ponad 10 tys. zł miesięcznie (taką definicję bogactwa przedstawiał dwa lata temu min. Henryk Kowalczyk pracując nad jednolitym podatkiem)? Czy podatkiem obłożeni zostaną tylko ci, którzy zatrudnieni są na umowie o pracę? I w końcu, jaka będzie jego wysokość?
ZOBACZ KONIECZNIE: Rydzyk i cała prawda o jego majątku [GALERIA]
Sądząc po enigmatyczności dzisiejszych wypowiedzi, nic nie zostało jeszcze policzone, a koncepcja może ewoluować w dowolnym kierunku. Z sejmowej deklaracji szefa rządu płynie jeszcze jedno zagrożenie. Obawiam się, że teraz na całego zacznie się szczucie na „bogaczy" . Szczucie wynikające z przekonania, że ci „bogacze" są jednak w mniejszości i nie zaszkodzą sondażom. Warto w tym miejscu przypomnieć wielokrotnie powtarzane przez Mateusza Morawieckiego słowa, że chcemy budować Polskę innowacyjna, a nie imitacyjną. Że chcemy ściągać z Zachodu polskich emigrantów i przestać być rezerwuarem taniej siły roboczej a globalną konkurencję wygrywać jakością i wspomnianą wyżej innowacyjnością. Podnosząc podatki na pewno tego nie osiągniemy.
Hubert Biskupski