„Super Express”: – Czy władza lokalna w Poznaniu może jeszcze się zaprzyjaźnić z władzą ogólnopolską?
Jacek Jaśkowiak: – Nie uważam, że robienie interesów powinno polegać na przyjaźni. Potrafiłem się porozumieć z arcybiskupem Gądeckim w zakresie wymiany gruntów na kilkaset milionów złotych. Od wielu lat potrafię też dogadywać się z rządem i z ministrami w tych ważnych tematach, które dotyczą Poznania.
– Ale relacje samorządów z władzą centralną nie należą, mówiąc delikatnie, do najlepszych. Co dla pana stanowi największy problem?
– Największym problemem, oczywiście dla nas, jest brak działań w zakresie Dworca Głównego. To jest dworzec, który w tej chwili obsługuje największą liczbę pasażerów w Poznaniu. Jest słabo zaprojektowany pod względem logistyki. Chcielibyśmy przywrócenia funkcji w dawnym budynku Dworca Głównego. Problemem jest tempo rozmów i zupełne rozmijanie się z rzeczywistością zapowiedzi poszczególnych polityków prawicy, którzy od lat przekonują, że się tym zajmą. Mam nadzieję, że to się wreszcie zmieni.
– Czy opozycja jest gotowa na przedterminowe wybory, o których co rusz się mówi?
– Problemami są dzisiaj inflacja i szereg zaniechań, które miały miejsce w okresie dobrym dla gospodarki i dla biznesu. Jakoś radzimy sobie ze skutkami pandemii. Ale trwa zupełnie niepotrzebny spór między Komisją Europejską a naszym rządem. To my musimy pokazać, że jesteśmy państwem praworządnym.
– Pandemia odcisnęła się na gospodarce i polityce samorządowej. Kolejnym niespodziewanym wyzwaniem okazała się wojna w Ukrainie i miliony uchodźców, którymi musiały zająć się m.in. społeczności lokalne. Na co trzeba zwrócić uwagę?
– Staramy się łączyć różne środowiska. To z jednej strony współpraca z rządem, ale też z Kościołem. Wielki szacunek dla Caritas za zaangażowanie w działania, które prowadzimy. Wsparcie zapewnia biznes. Żabka wydawała codziennie, przez wiele tygodni, 2 tys. śniadań. To wielkie obciążenie finansowe, ale tylko dzięki tej solidarności nie widzieliśmy tak dramatycznych obrazów, jak z innych miast, gdzie ludzie nocowali na dworcach. U nas wystarczyło przejść kilkaset metrów na teren Targów i tu czekały miejsca przygotowane dla uchodźców.
– Błyskawiczna pomoc dla uchodźców była w pierwszej kolejności oddolną inicjatywą. Jaka pomoc ze strony władz jest potrzebna?
– W tym momencie przede wszystkim potrzebujemy systemowych rozwiązań, żebyśmy mieli konkretne dane, ilu uchodźców przebywa w konkretnym miejscu. Musimy zacząć bazować na liczbach. Dzieci stanowią duży odsetek uchodźców i musimy przygotować dla nich szkoły. Żeby we wrześniu było to możliwe, musimy wiedzieć, ile wtedy tych osób u nas będzie. Rząd musi rozmawiać z uchodźcami. Uświadomić ich, że ta sytuacja nie skończy się za tydzień czy dwa. Wiele osób liczy, że niedługo wróci do siebie. Musimy im wytłumaczyć, że należy się liczyć z wieloma miesiącami, a może nawet dłuższym okresem, kiedy nie będą mogli wrócić do domu. To wymaga działania systemowego. Z jednej strony, musimy ich rejestrować i porozumieć się z rządem Ukrainy w zakresie edukacji. Im więcej tych dzieci pójdzie do szkół, tym szybciej dorośli będą mogli podjąć pracę.
Polecany artykuł:
– Czy ten kryzys można przekuć w sukces?
– Uważam, że każdy kryzys można przekuć w sukces. I to jest nie tylko kwestia tego, że część tych osób zostanie w Polsce. Najprawdopodobniej spora część uchodźców wróci, żeby odbudowywać Ukrainę. Ale to jest polska racja stanu. Mamy szansę zbudowania zupełnie innych relacji z bardzo mocnym sąsiadem. Dzisiaj Ukraina jest bardzo zniszczona, ale dysponuje ogromnymi zasobami, które są w stanie wyżywić całą Europę. Jeżeli Ukraina będzie dobrze zarządzana i będą tam miały miejsce i wolność, i demokracja, to Polska w dłuższym terminie również na tym skorzysta. Szukajmy więc tego, co dobre, i wykorzystajmy tę sytuację do budowania zupełnie innych, nowych relacji polsko-ukraińskich oraz naszego miejsca w Europie. Teraz możemy pokazać, że jesteśmy wiarygodnym, dobrym i sensownym partnerem.
Rozmawiał Mateusz Albin