W przyszłym roku minimalna miesięczna pensja wyniesie co najmniej 2217 złotych dla pracowników na etacie i 14,50 zł za godzinę pracy dla zleceniobiorców i samozatrudnionych. Oznacza, to, że wzrost wyniesie co najmniej 117 złotych.
ZOBACZ TEŻ: Niemcy płacą 35 zł/h za zbieranie szparagów. Nie ma chętnych do pracy
Na więcej nie chcą się zgodzić pracodawcy. Twierdzą, że wysokie podwyżki mogą ograniczać przyjmowanie do pracy osób z niższymi kwalifikacjami (w tym młodych), a także przyczynić się do wzrostu bierności zawodowej, który już dziś, zwłaszcza wśród kobiet, jest palącym problemem Polski. Pracodawcy RP zauważają, że w związku z wysokimi podwyżkami problemy z zatrudnieniem mogą też mieć mikro przedsiębiorstwa, oferujące niższe wynagrodzenie, czy słabiej wynagradzane branże, jak hotelarstwo i turystyka. Dlaczego więc dojdzie do takiej podwyżki?
- Duży gwarantowany wzrost to skutek niedoszacowania inflacji w zeszłym roku – wyjaśnił na łamach „Dziennika Gazety Prawnej" główny ekonomista Pracodawców RP, Łukasz Kozłowski.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Patryk Jaki obiecuje darmowe bilety na komunikację miejską
Ze względu na przepisy, w ubiegłym roku minimalna podwyżka powinna wynieść 50 złotych, jednak rząd zdecydował się na wprowadzenie dwukrotnie wyższej – z 2 tys. złotych do 2100 złotych za miesiąc pracy na etacie. Podwyżki wyższe niż 100 złotych zdarzyły się do tej pory trzykrotnie. W 2009 i 2017 roku minimalna pensja wzrosła o 150 złotych, zaś w 2008 roku aż o 190 złotych.
Propozycję podwyżek rząd musi przedstawić do 15 czerwca bieżącego roku. Do tego też czasu swoje pomysły na wzrost pensji minimalnej mogą przekazać centrale związkowe oraz organizacje pracodawców. Jeżeli dojdą do porozumienia, przedstawią rządzącym wspólne stanowisko. Rząd zaś rozporządzenie o wysokości minimalnej płacy musi wydać do 15 września.