Podatki - nasz obowiązek i nasza zmora

2011-05-04 4:00

Słowo "podatki" nie jest ulubionym pojęciem przeciętnego obywatela. Oznacza bowiem, że państwo sięga do jego kieszeni i zabiera część pieniędzy. Na co, po co i dlaczego tyle? Nie dla każdego jest to oczywiste.

Płacenie podatków jest obowiązkiem wobec państwa, które pobiera świadczenia pieniężne po to, by wykorzystać je na potrzeby obywateli. Pieniądze z podatków trafiają do Skarbu Państwa, do kasy wojewódzkiej, powiatowej albo gminnej. Potem władze państwowe i samorządowe decydują o tym, na co zostaną wydane - na ochronę zdrowia, edukację, emerytury, drogi, koleje, ochronę środowiska itp.

Do podatków zalicza się również obowiązkowe składki ubezpieczeniowe oraz zdrowotne. Obywateli obciążają również podatki pośrednie. Są one nałożone na przedmiot spożycia. Takimi podatkami są podatki od obrotu i konsumpcji, np. podatek VAT i akcyza. Poza tym płacimy również cały szereg pomniejszych zobowiązań. Należą do nich np. podatek od środka transportowego, od czynności cywilnoprawnych czy od gier.

Zawiłe przepisy

Zgodnie z konstytucją naszego państwa, nakładanie podatków może odbywać się wyłącznie w drodze ustawy. Takich ustaw jest sporo. Zaś przepisy podatkowe pełne są luk i niejasności. Przeciętny obywatel nie jest w stanie rozeznać się w ich treści bez pomocy specjalisty.

- Co roku, kiedy zbliża się termin rozliczeń z fiskusem, moi znajomi, wiedząc, że radzę sobie z przepisami nie najgorzej, ustawiają się do mnie w kolejce po poradę - mówi Rafał Onopowicz (45 l.), starszy konsultant w dużej firmie telekomunikacyjnej. - Uważam, że system podatkowy jest w Polsce zbyt zawiły. Proszę spojrzeć choćby na broszurki informujące o sposobie rozliczania podatku na konkretnych formularzach. Każda z nich liczy kilkanaście stron drobnym druczkiem! Trudno dziwić się ludziom, że sobie z tym nie dają rady - wyjaśnia pan Rafał. Niejasność przepisów daje też ogromne pole do nadużyć aroganckim urzędnikom. Sprzyja też korupcji.

Na co idą nasze pieniądze

Pan Rafał zapytany, czy wie, na jakie cele są przeznaczane podatki, które płaci, stwierdza, że z grubsza ma zaufanie do państwa, ale dodaje: - Oczywiście, to nie znaczy, że sam nie rozdzieliłbym pieniędzy podatników inaczej. Przede wszystkim lepiej dofinansowałbym ochronę zdrowia - dodaje.

Podobnego zdania jest Marta Krukowska (44 l.), terapeuta zajęciowy. Jej zdaniem za dużo pieniędzy podatników pochłania administracja. Te pieniądze można wydać lepiej. Ma też wątpliwości, czy rzeczywiście konieczne jest tak wysokie opodatkowanie leków. - Większości ludzi w Polsce nie stać na ich zakup. Może po prostu trzeba by tu radykalnie obniżyć podatki? - zastanawia się.

Luiza Grabek (26 l.), właścicielka zakładu fryzjerskiego, nigdy nie zapomina o przekazaniu 1 procenta swojego podatku na jakiś szlachetny cel.

- Jest to jedyna część mojego podatku, o której przeznaczeniu mogę zadecydować. Na co idzie reszta? - nie mam pojęcia. Kiedy jednak przyglądam się swojemu miastu, mam wrażenie, że pieniądze podatników nie zawsze są wydawane rozsądnie i dla dobra obywateli - podsumowuje.

Aroganccy urzędnicy mogą niszczyć firmy

Zawiłości przepisów podatkowych nie tylko sprawiają, że rozliczenie z fiskusem nie jest proste dla zwykłego obywatela. Niejasność i arogancja urzędników mogą wpędzić w problemy nawet spore firmy. Głośna była sprawa giełdowej spółki informatycznej Optimus i jej prezesa Romana Kluski, który w 2003 roku otrzymał Nagrodę Kisiela za walkę z bezprawiem aparatu państwowego. "Sprawa Kluski" polegała na legalnym wykorzystaniu przez spółkę przepisów zwalniających z podatku VAT, które zostało uznane za wyłudzenie 30 mln złotych od organów podatkowych. Urzędnicy zniszczyli biznesmena, który na wiele miesięcy trafił do aresztu. Na szczęście jego imię oczyścił Naczelny Sąd Administracyjny. Kluska sprzedał swoje udziały w firmie. Nie chciał pozostać w wielkim biznesie, bo, jak mówił, musiałby nauczyć się korupcji. Założył małe wydawnictwo i postanowił wydawać dobre książki. Dziś ma także owczarnię w Beskidach. Urzędnicy, którzy go skrzywdzili pozostali bezkarni.

Głupie przepisy każą wyrzucać chleb na śmietnik

Według nieludzkiego prawa podatkowego świeży, ale niesprzedany przez piekarnie chleb powinien być niszczony. Zakopywany albo spalony w piecu. Waldemar Gronowski (60 l.), piekarz z Legnicy, chleba wyrzucić nie mógł, sumienie mu na to nie pozwalało. Nie ugiął się pod naciskiem chorych przepisów i rozdawał chleb tym, których nie było stać na jego zakup. Zapełniał nim kosze w stołówce dla biednych. Za swoją dobroć został nawet uhonorowany przez Ratusz tytułem Dobroczyńcy Roku. Zaraz potem wzięli się za niego urzędnicy skarbowi. Fiskus zażądał od piekarza podatku za każdy oddany ubogiemu bochenek! Po kilku miesiącach przepychanek z urzędem skarbowym i morderczych kontroli Gronowski zbankrutował. Pracę stracili wszyscy jego pracownicy. Sam pan Waldemar przez kilka lat także był bezrobotny. Dziś pracuje w firmie budowlanej.

Rozmowa z Wiktorem Kamińskim, wiceprezesem Krajowej SKOK

O co chodzi z podatkiem liniowym?

Spór dotyczący wprowadzenia podatku liniowego od lat wzbudza emocje na polskiej scenie politycznej i dzieli polskie społeczeństwo. Na temat racjonalności tego sporu i istoty podatku liniowego wypowiada się Wiktor Kamiński, wiceprezes Krajowej SKOK. - Panie prezesie, czy to przypadek, że spór o podatek liniowy u nas pojawia się zawsze w okolicach wyborów?

- Z całą pewnością nie jest to przypadek. Kwestia podatku liniowego przypomina dyskusję akademicką, dlatego że w Polsce podatek ten częściowo już istnieje. Wystarczy spojrzeć na świadczenia obciążające firmy - mamy jedną stawkę 19 proc. bez względu na to, jaki poziom dochodu osiągają. W przypadku podatku dochodowego od osób fizycznych też mamy sytuację, gdzie ogromna większość społeczeństwa płaci właściwie jedną, najniższą stawkę podatkową, a tylko kilka procent zarabiających najlepiej płaci stawkę wyższą. W związku z tym dyskusja, jeśli zostaje wywołana, stanowi z całą pewnością element gry wyborczej, który ma przysporzyć głosów właśnie tych osób mniej zamożnych. Wmawia się im również, że wprowadzenie jednej stawki podatku dochodowego spowoduje obniżenie wydatków w przeciętnym gospodarstwie. Nie mówi się jednak w tym momencie wyborcom, że państwo - w miejsce utraconych w ten sposób dochodów z podatku dochodowego od osób fizycznych - będzie musiało te dochody znaleźć w innych źródłach. W praktyce podatnicy i tak za to zapłacą. Rozsądny ustawodawca powinien policzyć, co bardziej się opłaca w długim okresie i raczej wytłumaczyć społeczeństwu, dlaczego jedni płacą stawkę taką, a drudzy inną, oraz co z tego ma przeciętny obywatel. Nie warto również podnosić stawki podatkowej powyżej pewnego poziomu tym najlepiej zarabiającym, bo wyemigrują oni ze swoimi zyskami całkowicie legalnie i przestaną w ogóle dostarczać dochodów do budżetu państwa.

- Ale jeśli jest tak, że faktycznie w Polsce mamy podatek liniowy, to może warto go zmienić? Czy to by coś dało?

- Myślę, że w tej chwili mamy dobry system podatkowy. Obciążenie podatkiem bezpośrednim przedsiębiorstw nie jest bardzo wysokie. 19 procent w porównaniu z innymi krajami europejskimi jest dość rozsądną stawką. Większym problemem są pozostałe składniki obciążające dochód przedsiębiorcy - składki emerytalne czy ubezpieczeń społecznych oraz podatki pośrednie - i tutaj bym upatrywał pola do ulżenia właścicielom firm i rozsądnej reformy. Mniej skupiałbym się na podatku dochodowym - w tej chwili nie działa on szczególnie hamująco na rozwój nowych przedsiębiorstw. Wydaje się, że jest akceptowalny przy takiej strukturze gospodarki, z jaką mamy do czynienia. Manipulowanie przy podatkach powinno być ostatecznością, gdyż liczy się stabilność systemu. Ludzie są w stanie zaakceptować nawet stosunkowo wysokie stawki podatkowe, jeżeli one są stabilne i widzi się w nich sens. W zamian za nie otrzymują wysoki poziom bezpieczeństwa społecznego czy ochrony socjalnej. Kraje dobrobytu bardzo często mają wysokie podatki - społeczeństwo godzi się na wysokie opodatkowanie, bo w zamian otrzymuje określone wysokie świadczenia. Z podatkami trzeba postępować jednak ostrożnie.

- Czy zmiana podatku odbiłaby się jakoś na naszym systemie?

- Zmiany podatkowe zawsze odbijają się na budżecie. Trzeba mieć świadomość, że nawet podjęcie dyskusji nad podatkami ma wpływ na gospodarkę. Ludzie z obawy przed wzrostem opodatkowania mogą uciec w szarą strefę. Nierozsądne wypowiedzi na temat zmian stóp procentowych powodują wahania na giełdzie czy wstrzymanie się inwestorów. Ciężko określić samą stawkę podatku dochodowego najdogodniejszą dla Polaków. Każdy chciałby płacić jak najmniej, ale chciałby dostawać jak najlepsze usługi ze strony państwa - policja, sądy, usługi zdrowotne. Tego nie osiągnie się, jeżeli państwo nie będzie miało rozsądnego poziomu dochodów. W związku z tym podatki będziemy płacić.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze