Jak twierdzi autor opinii opublikowanej przez "Business Insider", nawet jeśli skończy się kadencja Glapińskiego, to jest on nadal szefem. Nawet jeśli przegra z sejmową arytmetyką, to jeśli prezydent nie wskaże innego kandydata, prezesem jest Adam Glapiński. Prezydent może zresztą ponowić jego kandydaturę i robić to właściwie do skutku.
Czytaj również: Nie było niespodzianki! Adam Glapiński pozytywnie zaopiniowany na szefa NBP
Trudno sobie zaś wyobrazić kandydata czy kandydatkę, który w obozie szeroko pojętej i coraz mniej zjednoczonej prawicy, mógł liczyć na większość głosów, skoro nie może – jak wskazują płynące z parlamentu sygnały – liczyć na nią Glapiński.
Jeśli jednak Andrzej Duda zmieni swojego kandydata, bo uzna, że obecny prezes nie ma szans na reelekcję, to jeśli nowy nie zdobędzie odpowiedniej liczby poselskich głosów, Adam Glapiński wciąż będzie prezesem. Wszystko po to, aby zachować ciągłość władzy w banku centralnym. System został jednak tak pomyślany, że prezydent, wskazując kandydata, powinien wiedzieć, czy ma on szansę w Sejmie - czytamy na portalu.
Autor przypomina, że wniosek prezydenta Andrzeja Dudy z kandydaturą Adama Glapińskiego na drugą kadencję w fotelu prezesa NBP jest w Sejmie już prawie trzy miesiące. Do tej pory jednak nie został poddany pod głosowanie. Teoretycznie jest jeszcze czas, żeby to zrobić, bo obecna kadencja kończy się dopiero w drugiej połowie czerwca. Adam Glapiński został już jednak przesłuchany przez sejmową Komisję Finansów Publicznych. Jednym głosem udało mu się uzyskać pozytywną opinię. To jednak PiS nie wystarczyło, aby poddać go pod głosowanie.
Polecany artykuł:
Autor zauważa, że opóźnianie głosowania rodzi spekulacje, czy obecna ekipa dysponuje większością pozwalającą Glapińskiemu stanąć na kolejne sześć lat stać na czele banku centralnego. W teorii wydaje się więc, że dla zapewnienia Adamowi Glapińskiemu prezesury nie powinno być żadnych przeszkód. PiS ma w Sejmie większość. Glapiński zaś dostał już werbalne wsparcie od Jarosława Kaczyńskiego czy premiera Mateusza Morawieckiego. Nawet jeśli ten drugi wolałby kogoś innego na tym stanowisku.