Milicjanci i złodzieje

i

Autor: Narodowe Archiwum Cyfrowe Milicjanci i złodzieje

QUIZ PRL

QUIZ PRL: Mój mąż jest z zawodu dyrektorem. Pamiętasz tych fachowców?

Milicjanci, chłoporobotnicy, babcie klozetowe, panie woźne czy dyrektorzy dużych państwowych zakładów i instytucji, nie znający się kompletnie na rzeczy, jak ten z filmu „Poszukiwany, poszukiwana”. Stosowny cytat: „Mój mąż? Mąż jest z zawodu dyrektorem!”. Teraz nie ma już zawodu dyrektora: jest niemal bliźniaczy zawód członka zarządu spółki Skarbu Państwa, który podobnie jak niektóre zawody PRL stał się znakiem czasu. Peerelowskie profesje odeszły jak nie przymierzając Majster Bieda, który „wiatrem niesiony odpłynął w przeszłość”.

QUIZ PRL: Mąż jest z zawodu dyrektorem. Pamiętasz te zawody?

Nie ma już dzisiaj Milicji ani milicjantów. Dzisiejsza Policja długo wydawała się znacznie bardziej ludzka, uprzejma, inteligentna (wygrała nawet narodowy test inteligencji) i kompetentna. Gdyby nie rzuciła się ze szturmowymi pałkami na słusznie protestujące kobiety, jak to bywało za Milicji i ZOMO, pewnie nadal cieszyłaby się zaufaniem i szacunkiem społeczeństwa. A tak, to nie. Piosenka Stanisława Zygmunta „Niebiescy, czyli blues” trafiała w sedno milicyjnej egzystencji: „Ja bardzo lubię tę naszą Madras, którą socjalna nalewa nam z wiadra (…). Za oknem świat spowity w ciemny całun, szef kończy tłumaczyć treść ostatnich kawałów…”

Milicjanci, których postrzegało się powszechnie jako niewyszkolonych i służalczych matołów, byli bohaterami kawałów tak licznych, jak te o Jasiu. Przykład? „Mężczyzna stracił w wypadku jądra. Milicjant dzwoni z budki telefonicznej na pogotowie: Był wypadek! Ofiara straciła… (chwila zastanowienia)… jaja!. Lekarz na to: A organ? Milicjant staje na baczność: Organ przy telefonie!

Tak więc, tak. Milicjanci mieli brudne, zużyte od bicia gumowe pałki. Niezdolni do refleksji, nie wstydzili się tego, gdzie i dla kogo pracują. Na Milicję mówiono w PRL „Melycja”, w mafii „Psiarnia”.

QUIZ PRL: Mąż jest z zawodu dyrektorem. Pamiętasz te zawody?
Pytanie 1 z 10
Pegeery dawały pracę „wioskowym głupkom”, ponieważ:

Zawodem, który w PRL dał początek nowej grupie społecznej był chłoporobotnik: chłop, który swoją ziemię uprawiał po pracy w Państwowym Gospodarstwie Rolnym, w praktyce w czasie pracy. Robił to jawnie, dlatego, że pegeerami rządzili „derektorzy” lub „kerownicy”, traktujący je jak prywatne folwarki. Kradli. Defraudowali nawet pieniądze z dotacji, jakie nierentowne państwowe gospodarstwa dostawały od rządu. Mieli z chłoporobotnikami układ, na mocy którego wszyscy mogli okradać swój pegeer podczas i po pracy, byle skupiali się na sobie.

Chłoporobotnik nosił pracowniczy drelich i czapkę z daszkiem. Przed proboszczem kłaniał się  jak w „Weselu” – czapką do ziemi. Witając się z kerownikiem ledwie dotykał czapki, bąkając pod nosem „bry”.

Przy okazji wypłaty, najstarsi chłoporobotnicy rozpoznawali w gabinecie kerownika „Thonety”, „Biedermaiery”, „Ludwiki” z pobliskiego pałacu czy dworku. Natychmiast chcieli się upić.

Woźne, czyli szefowe sprzątaczek w szkołach, nienawidziły uczniów. Bo chodzili po czystych podłogach! Bo za głośno zachowywali się na przerwie!!! Równie nerwowe były babcie klozetowe, w które wstępowały Baby Jagi. Będąc znawczyniami fizjologii swoich klientów, niekiedy niesfornej, traktowały ich z pogardą. Tym większą, że powinny po nich sprzątać. Zresztą czując wewnętrzny sprzeciw najczęściej nie sprzątały wcale. Brudnymi rękami wydzielały po kawałku papieru toaletowego i pokrzykiwały na tych, którzy próbowali umyć ręce w zapchanej umywalce lub płacić nieodliczonymi pieniędzmi. Posuwały się do tego, że komentowały odgłosy i popędzały korzystających z przybytku nazywanego w PRL kiblem, klozetem, klopem lub po prostu sraczem. Babcie klozetowe uważały, że „klient w krawacie jest mniej awanturującym się” (o brudny papier, mocz po kostki, nieczynne spłuczki, itp.).

Pieniądze to nie wszystko - Anna Moskwa - E23: PL for UA
Sonda
Tęsknisz za życiem w PRL-u?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze