Gitowcy byli ponurzy. Chodzili w dzwonach z popeliny i swetrach na suwak założonych na nagi tors. Zwykle mieli włosy do ramion, ale nawet to nie upodabniało ich do hipisów. Mieli z nimi tylko tyle wspólnego, że spuszczali im manto. Pierwsi polscy hipisi pojawili się niedługo po festiwalu w Monterey (w 1967 r.), na którym Jimmi Hendrix grał zębami oraz większością tego, co wystawało mu z ciała. Polskie społeczeństwo przyjęło ich tak gorąco, że wręcz chciało palić na stosie. Potem przez jakiś czas na mieście było jak przykazywali pan Bóg wespół z partią: szaro i przylizanie.
i
Autor: Krzysztof Wojcik, Forum
QUIZ PRL. Nie tylko hipisi. Kontrkultury w PRL-u
Kiedy w PRL-u nadeszły burzliwe lata 80., bunt nastolatków zaczął znajdować interesujące ujścia. Wtedy ożyła druga, potężna fala polskich hipisów, równie kolorowa jak amerykańska, której członkowie zdążyli już poumierać, posiwieć lub zmienić poglądy. Równoważyli ją kolorystycznie „czarnoskórzy” punkrockowcy - w czarnych skórzanych kurtkach. Od hipisów różnili się tylko wyglądem i rodzajem muzyki, której słuchali. Bo to właśnie muzyka podzieliła młodzież gremialnie plującą na socjalizm na grupy, podgrupy i gatunki. Pojawili się „metale”, słuchający metalu, „poppersi” chodzący na dyskoteki, skinheadzi słuchający „Exploited” oraz faszyzującej rąbanki, „depesze” zakochani w zespole Depeche Mode, „cury” upodabniający się do wokalisty „The Cure”, oazowcy, słuchający księży i jeszcze parę innych odmian zasłuchanej młodzieży.