Chludziński przyznał, że na obecnym etapie, biorąc pod uwagę skalę konfliktu, trudno jest ocenić spółce, czy i w jakim stopniu zmniejszy to popyt na jej surowce. - Jeśli konflikt rozprzestrzeniałby się poza tę skalę, którą widzimy obecnie, na co się obecnie nie zanosi, to dla nas najpoważniejszym wyzwaniem byłoby załamanie gospodarki światowej w kontekście potencjalnych konfliktów geopolitycznych. W popycie na metale jednak tego nie widać. Ryzyko, niezależnie od Ukrainy, zawsze istnieje - tłumaczy.
Zapytany, jak wygląda obecnie handel KGHM z klientami z Rosji, odpowiedział: "Nasze kontakty gospodarcze z Rosją pośrednio i w niewielkim stopniu związane są ze sprzedażą naszych surowców". - Poprzez naszą spółkę zależną sprzedawaliśmy tam maszyny górnicze, jednak było to tylko kilka sztuk rocznie. Nasze kontakty handlowe są wstrzymane ze względu na agresję Rosji na Ukrainę, ale i brak możliwości rozliczenia się, co jest następstwem sankcji - dodał.
Duże perspektywy
"Rz" zapytała prezesa Chludzińskiego, czy w kontekście agresji Rosji pojawi się luka na rynku, którą KGHM będzie mógł wypełnić? - Wpływ Rosji w zakresie naszego głównego produktu, czyli miedzi, nie jest kluczowy. Rosnące ceny tego surowca przekroczyły 10 tys. dol. Jest to związane z niepewnością w zakresie podaży, a popyt jest cały czas na stałym, dobrym poziomie. To nam sprzyja. Nasz nowy australijski partner w Chile chce realizować i rozwijać miedziowy projekt Sierra Gorda - powiedział Chludziński.
Dodał, że projekt Victoria w Kanadzie ma "duże perspektywy pod kątem wydobycia nie tylko miedzi, ale przede wszystkim niklu". - Rosja zaś jest jednym z największych producentów tego metalu. Jej izolacja na rynkach oznacza, że wydobycie tego surowca będzie jeszcze bardziej rentowne. W Polsce nadal pracujemy nad możliwością nowych koncesji na wydobycie miedzi m.in. w woj. lubuskim. Stajemy się beneficjentem wyższej ceny - stwierdził.