Zakaz handlu w niedzielę - sklepy omijają zakazy
Zakazu handlu w niedzielę był inicjatywą związku zawodowego NSZZ "Solidarność". Ustawa zakładała pewne wyjątki, np. jeśli za ladą stał właściciel, sklep mógł pozostać otwarty. Wyjątki wykorzystali przedsiębiorcy, znajdując w przepisach luki i otwierając lokale w niedzielę jako "placówki pocztowe". Sztandarowym przykładem rebelii przedsiębiorców była sieć Żabka, później luki znalazły również Kaufland, czy Biedronka.
Państwowa Inspekcja Pracy wielokrotnie zapowiadała wzmożone kontrole placówek handlowych. Urzędnicy brali pod lupę m.in. próby obchodzenia przepisów dotyczących niedzielnego handlu oraz przepisy w związku z pracą wykonywaną w ramach umów cywilno-prawnych.
Czy zakaz handlu w niedzielę negatywnie wpływa na polską gospodarkę?
Sklepy straciły już możliwość korzystania z furtki w prawie i otwierania się w niedziele jako placówki pocztowe. Jak informował serwis wiadomoscihandlowe.pl, w jednym ze sklepów Bricomarche na Dolnym Śląsku otwarta została wypożyczalnia rowerów. Właściciel tłumaczył w mediach społecznościowych, że "daje możliwość dodatkowego zarobku tym, którzy chcą", a sklep otwierany jest m.in. dla osób "dla których niedziela jest jedynym dogodnym dniem na dokonanie zakupów".
Według Biura Analiz Sejmowych, po wprowadzeniu w 2018 r. zakazu handlu w niedzielę tygodniowe obroty drobnych handlarzy spadły o 20-30 proc., a sprzedaż na stacjach benzynowych wzrosła o 13 proc. Zgodnie z raportem przygotowanych przez Związek Polskich Przedsiębiorców, zakaz handlu bardzo negatywnie odbija się na polskiej gospodarce. Obroty małych sklepów mogły spaść nawet o 6,3 proc. Wiele punktów jest zamykanych, ponieważ nie są w stanie konkurować z największymi graczami na rynku, czyli supermarketami.