Głośna sprawa sprzedaży trujących grzybów przez mieszkańca Wrześni, która spowodowała zgon 4 osób sprawiła, że można się zastanowić, czy wiemy, jakie grzyby kupujemy. Przy drogach, na bazarach i targowiskach wręcz wysyp grzybów. Na warszawskim bazarze Szembeka na Grochowie niemal co drugie stoisko handlowe oferuje grzyby. Do wyboru, do koloru - borowiki, podgrzybki, maślaki, rydze. Grzybiarze korzystają z sezonu a my się zajadamy... i trujemy.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Zbierasz grzyby? Czekają cię kary!
Jak wynika danych regionalnych ośrodków toksykologicznych, zatrucia grzybami stanowią od 2,8 do 11,3 proc. ostrych zatruć hospitalizowanych w tych ośrodkach. Nie są to jednak pełne dane, bo nie ma w nich przypadków zatruć leczonych w innych oddziałach szpitalnych oraz zatruć występujących u dzieci. Jak zauważa portal money.pl, problemem są atesty dla grzybiarzy. Przepisy jasno mówią, że bez atestu z sanepidu nie wolno handlować świeżymi i suszonymi grzybami. Każdy, kto zbiera w celach zarobkowych runo leśne (do obiegu można wprowadzić tylko 40 dopuszczonych gatunków grzybów) ma obowiązek przed sprzedaniem grzybów, pokazać je grzyboznawcy lub klasyfikatorowi w sanepidzie. Tylko w ten sposób może uzyskać odpowiedni certyfikat.
ZOBACZ KONIECZNIE: Ogromny spadek emerytur! Setki tysięcy Polaków dostaną niższą emeryturę
Certyfikat na handel grzybami nic nie kosztuje, a dodatkowo jest wydawany "od ręki". Mimo to grzybiarze nie kwapią się, by go dostać.
- Pracuję 6 lat i nie zdarzyło mi się w tym czasie wydać atestu osobie, która handluje grzybami – mówi dla money.pl Przemysław Kurkowski, grzyboznawca w Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Białej Podlaskiej.
Kary, jakie grożą "nielegalnym" handlarzom grzybów to grzywna do 5 tys. złotych za wprowadzenie do sprzedaży grzybów niejadalnych oraz mandat 500 zł za handel poza miejscami do tego wyznaczonymi.