To będzie krytyczny czas dla przebiegu wojny w Ukrainie. Putin szykuje ofensywę?

i

Autor: SERGEY SHESTAK/AFP/East News

Wojna w Ukrainie

Ukraińska kontrofensywa już ruszyła. Ekspert ds. wschodnich Marek Budzisz ujawnia [ROZMOWA]

- Moim zdaniem ona już ruszyła, bo widzimy szereg działań, o których mówi się, że to przygotowanie pola walki. Mamy do czynienia ze wzmożonymi akcjami dywersyjnymi i uderzeniami sił specjalnych ukraińskich na punkty dowodzenia, na magazyny broni i paliw - tak na pytanie o to, kiedy ruszy ukraińska ofensywa, odpowiada ekspert ds. wschodnich Marek Budzisz w rozmowie z "Super Expressem".

„Super Express”: - Co my naprawdę wiemy, jeśli chodzi o wydarzenie w Biełgorodzie? To był atak ukraiński czy działanie rosyjskich grup antyputinowskich? A może to zwykła akcja PR-owca?

- Marek Budzisz: Nasza wiedza jest dość duża, bo wynika z komunikatów dwóch organizacji, które stoją za akcją w regionie biełgorodzkim: Ochotniczego Korpusu Rosyjskiego oraz legionu „Swobodna Rosja”. Są to przedstawiciele rosyjskiej opozycji, przy czym część mediów na Zachodzie uważa, że to opozycja skrajnie nacjonalistyczna, wroga Putinowi. Raczej nie ma wątpliwości co do tego, bo są dowody, że całą akcję popiera ukraiński wywiad wojskowy. Porozumienie o współpracy tych dwóch organizacji zostało bowiem zawarte w maju 2023 r. pod egidą ukraińskiego wywiadu wojskowego. W skład tych organizacji wchodzą obywatele Federacji Rosyjskiej, więc w tym sensie, co mówi chociażby Mychajło Podolak, doradca prezydenta Zełenskiego, że to nie są jednostki ukraińskie, jest to prawda. Natomiast nie ulega wątpliwości, że broni i czołgu, bo przynajmniej o jednym czołgu wiadomo, użyczyli Ukraińcy. Zresztą Podolak powiedział, że nie kupuje się czołgu w sklepach z czołgami. On użył narracji Putina z roku 2014. Czyli można uznać, że była to ewidentnie akcja dywersyjna strony ukraińskiej, która jest pewnym elementem przygotowania do tego, na co wszyscy czekają, czyli do ukraińskiej ofensywy.

- Co to za organizacje: Rosyjski Korpus Ochotniczy i Swobodna Rosja?

- Wiemy o nich niewiele. Z informacji, jakie one sami przekazują, wynika, że w akcji na terenie Federacji Rosyjskiej uczestniczyło ok. 100 bojowników. Oni wcześniej w lutym zorganizowali zakończony powodzeniem rajd na teren obwodu briańskiego i wycofali się później bez znaczących strat. Teraz rzecznik rosyjskiego MON, generał Konaszenkow, twierdzi, że zlikwidowano 70 żołnierzy tych formacji, ale nie przedstawił na potwierdzenie tych słów żadnych dowodów. Mamy też oświadczenia dowódców tych grup, że to oni wyeliminowali ok. 100 żołnierzy rosyjskich i zniszczyli sporo sprzętu i nadal działają na terenie Rosji, ale planują się wycofać. Czyli nie wiadomo, jak to naprawdę wygląda. Natomiast wiadomo, że nie są to wielkie siły. Złożono je z Rosjan z emigracji w Niemczech i na Ukrainie. Szef ukraińskiego wywiadu wojskowego, Kyryło Budanów, powiedział, że uderzenie tych sił ma być początkiem procesu dezintegracji Federacji Rosyjskiej. To ma być fala, która będzie narastała, aż doprowadzi do tego, co zapowiadają liderzy tych formacji. Oni wydali oświadczenie, że walka będzie trwała, aż Putin zawiśnie na murach Kremla. To jest ich stanowisko.

- Czy akcja, o której rozmawiamy, ma jakiś militarny sens, czy ma tylko sens propagandowy, żeby pokazać, że jesteśmy w stanie uderzyć w państwo rosyjskie, w FSB, w Ministerstwo Spraw Wewnętrznych oraz, że następuje jakaś dezintegracja państwa rosyjskiego?

- Wydaje się, że ta akcja ma kilka wymiarów. Wymiar propagandowy jest istotny, dlatego, że kilka dni wcześniej strona rosyjska poinformowała o opanowaniu całego Bachmutu, co potwierdził prezydent Zełenski na spotkaniu grupy G-7. Mówił też o tym rzecznik Kremla Pieskow. Czyli akcja dywersyjna miała na poziomie narracyjnym przykryć to, co stało się w Bachmucie. To miasto nie ma strategicznego znaczenia, ale jest jednak pierwszym znaczącym sukcesem rosyjskich sił zbrojnych po 8 miesiącach oblężenia. Ta operacja ma też wymiar wojskowy, bo przejście graniczne, które zostało zaatakowane przez dywersantów, było nadzorowane przez rosyjskie siły zbrojne, a nie przez FSB, które zwykle chroni granic. Na tym przejściu byli rozlokowani żołnierze z jesiennego poboru i wydaje się, że celowo uderzono na tym kierunku. Ukraińcom chodziło o doprowadzenie do rozciągnięcia linii odpowiedzialności, a front w tej wojnie liczy już ok. 900 km. Rosyjskie siły zbrojne są w dużej części zniszczone lub wyczerpane, zaś akcja w regionie biełgorodzkim pokazała im, że ta linia odpowiedzialności powinna być rozciągnięta o dalsze 600 km. Rosjanie nie mają takich sił, aby odpowiednio zabezpieczyć całą granicę między Rosją i Ukrainą. A jeśli podejmą decyzję o zabezpieczeniu granicy, będą musieli wysłać tam część jednostek obecnych na froncie i przygotowywanych do odparcia ukraińskiej kontrofensywy. W przeciwnym razie Rosjanie będą się godzili na wtargnięcia różnego rodzaju grup na swoje terytorium, co po stronie rosyjskiego społeczeństwa będzie powodowało reperkusje niekorzystne dla Kremla. Jeśli zaś Rosjanie podejmą decyzję o dyslokowaniu jednostek linii obrony, to te linie ulegną osłabieniu, a to zwiększy szanse strony ukraińskiej na wykonanie uderzeń właśnie tam, gdzie te linie są słabe.Obecne działania Ukraińców przypomina ich ruchy z jesieni 2022 r. Pozorując atak na chersońszczyznę, doprowadzili do przeniknięcia w to miejsce części jednostek rosyjskich spod Kupiańska i Łymania. Następnie uderzenie poszło na linie osłabione. Takie akcje mają doprowadzić do zamętu po rosyjskiej stronie, a być może do podjęcia błędnych decyzji przez rosyjskich wojskowych. Wiele razy udowodniono, że pod wpływem presji politycznej armia rosyjska podejmuje błędne decyzje. Kolejne akcje dywersyjne sprawiają, że w Rosji rozbrzmiewają oskarżenia wobec Kremla, że po tylu miesiącach Ukraina wciąż nie jest podbita, a nawet okazuje, że wojna wkracza na obszar Federacji Rosyjskiej. Pierwsza akcja dywersyjna sprawiła, że Rosjanie skierowali na jej miejsce brygadę czyli ok. 4000 żołnierzy, aby walczyli z setką przedstawicieli dwóch legionów. Gdyby to się miało powtarzać, mielibyśmy do czynienia z rozwojem wydarzeń korzystnych dla Ukrainy, a ryzykownych dla strony rosyjskiej.

- Dlaczego Bachmut był tak ważny dla Rosji? A może on tylko urósł w propagandzie do miejsca wyjątkowego, symbolicznego? I czy z punktu widzenia wojskowego zajęcie Bachmutu jest istotne, uwzględniwszy straty, jakie Rosjanie ponieśli?

– Z punkt widzenia strategicznego Bachmut nie jest znaczącym punktem na mapie. Jego zajęcie nie oznacza, że ukraińska obrona na tym kierunku uległa załamaniu. Ale wojna to nie tylko kwestia strategii, ale to przede wszystkim kwestia polityki. I Bachmut zyskał znaczenie, bo od jesieni Rosjanie budowali narrację, że to miasto będzie drugim Stalingradem, czyli punktem przełomowym w wojnie. Po załamaniu oporu Ukrainy armia rosyjska miałaby ruszyć do przodu i osiągnąć sukcesy w rozmiarze strategicznym. Rosjanie, działając w świetle tej narracji, rzucili tam siły, które zmobilizowali w toku jesiennej mobilizacji. Walczyły tam najlepsze formacje w rosyjskich siłach zbrojnych. Chodziło o to, aby osiągnąć wymiar propagandowy i wzmocnić własne morale. Po klęskach np. po utracie chersońszczyzny, morale armii doznało pewnego uszczerbku. Chcieli więc szybko osiągnąć sukces. Wydaje się, że strona ukraińska wykorzystała to nastawienie, doprowadzając do przełamania rosyjskich sił, bo wojna w gruncie rzeczy wiąże się z zarządzaniem czasem. Rosjanie stracili więc 8 miesięcy na obleganie Bachmutu i ponieśli gigantyczne straty. W tym czasie Ukraińcy poświęcili się budowie koalicji wśród państw sojuszniczych na dostawę większej ilości broni. Po drugie, zaczęto formować tzw. gwardię przełamania. Na poligonach zachodniej Europy przeszkolono 9 brygad ukraińskich, dwie kolejne przeszkolono na Ukrainie a teraz są tworzone dwie kolejne. To w sumie daje ok. 40 tys. żołnierzy uzbrojonych w sprzęt zachodni. Ale żeby to się stało, był potrzebny czas - na podjęcie decyzji politycznych i na kwestie logistyczne. Dla Rosjan walka w umocnionym mieście była trudna, więc wyczerpali potencjał osiągnięty w mobilizacji. Wywiady zachodnie uważają, że do końca 2023 Rosjanie nie będą w stanie prowadzić operacji zaczepnych, bo tak są osłabieni w wyniku irracjonalnej walki o Bachmut. Natomiast strona ukraińska ma świeże 12-13 brygad przełamania, co powoduje, że przynajmniej na pewien czas równowaga sił zmienia się na korzyść Ukrainy.

- Kiedy rusza ukraińska ofensywa?

- Moim zdaniem ona już ruszyła, bo widzimy szereg działań, o których mówi się, że to przygotowanie pola walki. Mamy do czynienia ze wzmożonymi akcjami dywersyjnymi i uderzeniami sił specjalnych ukraińskich na punkty dowodzenia, na magazyny broni i paliw. Również na stanowiska walki radioelektronicznej np. na Krymie, w co angażują się jednostki specjalne. Trzeba pamiętać, że szef ukraińskiego wywiadu wojskowego Budanow jest oficerem, który był osobiście zaangażowany w czasie wojny z Rosją w latach 2014-2015 w działania operacyjne jednostek specjalnych na tyłach wroga. On w czasie tych operacji był trzy razy ranny a nawet podczas wojny rozpoczętej w lutym 2022 r. chciał uczestniczyć w działaniach. To pokazuje, że Ukraińcy przywiązują dużą wagę do działania sił specjalnych. To, co stało się pod Biełgorodem, nie wyczerpuje ich pomysłowości, zresztą generał Mychajło Zabrodski, który jest legendą sił specjalnych w wymiarze światowym (zorganizował najdłuższy o od II wojny światowej rajdu na tyłach Rosjan), jest zastępcą generała Walerija Załużnego, dowódcy sił zbrojnych Ukrainy. Na tej podstawie oceniam, że Ukraińcy do działań specjalnych będą przykładali dużą wagę. I to się dzieje, bo mamy całą serię ataków z dronów i wybuchów. To wszystko doprowadzi do paniki ludności cywilnej oraz do dysonansu poznawczego u rosyjskich dowódców.

Wieczorny Express - Marek Budzisz
Sonda
Uważasz, że wojna na Ukrainie może trwać latami?

Rozmawiał: Hubert Biskupski

Opracował: Adam Brzozowski

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze