Pracownicy napędzają inflację?
Jedną z najważniejszych oznak destabilizacji makroekonomicznej gospodarki jest oderwanie się cen i płac od realnych procesów produkcji. To sytuacja, w której płace i ceny zaczynają rosnąć napędzane oczekiwaniami, a nie relacją popytu i podaży. Czy tak już jest w Polsce? Jak wykazuje "Puls Biznesu" w Polsce wciąż wydajność pracy i pracowników jest na bardzo wysokim poziomie i rośnie w bardzo szybkim tempie. Zatem pracownicy idą do szefów po podwyżkę, bo po prostu wydajnie i intensywnie pracują, a nie tylko dlatego, bo ceny w sklepach wzrosły kolosalnie (choć i taki argument może się pojawiać i nie będzie jak najbardziej zasadny).Ale pójście masowe pracowników po podwyżki z argumentem inflacji może przyczynić się do powstania tak zwanej spirali płacowo-cenowej i ostatecznie jeszcze bardziej rozkręcić inflację.
"Puls Biznesu" zwraca tu uwagę na pewne zagrożenie. Możliwe jest, że wzrost wydajności jest zjawiskiem przejściowym, zaś wzrost płac nominalnych jest zjawiskiem stałym. W takiej sytuacji problem jednostkowych kosztów pracy wybuchnie w pełni za kilka kwartałów.
Widmo gigantycznej inflacji
Według dziennika, najważniejsze obecnie pytanie to, czy w miarę normalizowania wzrostu wydajności pracy będzie się też normalizował nominalny wzrost płac? Jeżeli tak, to świetnie. To będzie oznaczało, że raczej nie grozi nam trwale wysoka inflacja. A jeśli nie, to czeka nas inflacyjny Armagedon. Przypominamy, że według czarnego scenariusza inflacja w Polsce może dojść do 20 proc. Szczyt inflacyjny w Europie przewidywany jest na okres wakacji (lipiec-sierpień 2022).