Warsaw Enterprise Institute rekomendował, aby do Kodeksu pracy wprowadzić zapis o prawie pracownika do dwóch wolnych niedziel w miesiącu. Dzięki temu rozwiązaniu udałoby się uniknąć zamykania placówek handlowych w niedziele. Inna rekomendacja WEI zakładała, że handel w niedziele mógłby odbywać się do godz. 13.00. Wzorując się na swoich zachodnich sąsiadach, Polska zdecydowała się jednak na bardziej restrykcyjne rozwiązania – częściowy zakaz handlu w niedziele w 2018 i 2019 r. oraz obowiązujący od 2020 r. całkowity zakaz handlu. O ile Hiszpania czy Francja zliberalizowały znacznie przepisy dotyczące handlowych niedziel, o tyle my je zaostrzamy.
Zobacz: "Zakaz handlu może mieć pozytywne skutki". Ekonomista o nowych przepisach
Wprowadzone w Polsce przepisy przypominają te, które funkcjonowały na Węgrzech przez jeden rok, a dokładniej przez 13 miesięcy – u naszego unijnego sojusznika w niedziele mogły być czynne placówki handlowe o powierzchni do 200 mkw (pod warunkiem, że sprzedaż prowadził osobiście właściciel), a ponadto ustawa przewidywała szereg odstępstw od zakazu w przypadku aptek, restauracji czy sklepów na stacjach benzynowych, dworcach i lotniskach. Pod naciskiem społeczeństwa władze Węgier wycofały się jednak z tak rygorystycznych obostrzeń. Zapytaliśmy Kamila Rybikowskiego z Warsaw Enterprise Institute, czy w Polsce może się powtórzyć węgierski scenariusz.
- Jeśli miałyby decydować wyłącznie czynniki społeczne i gospodarcze, to odpowiedziałbym twierdząco. Liczba przeciwników zakazu handlu będzie rosła wraz z ilością osób, dla których będzie on uciążliwy, a biorąc pod uwagę, że przyzwyczajeni jesteśmy do nieograniczonych zakupów, to ta liczba będzie dość znaczna. Dodatkowo uciążliwe staną się większe kolejki w dni poprzedzające zakaz. Gospodarcze skutki zakazu nie będą specjalnie widoczne, ale będzie istniała m.in niezadowolona grupa pracujących w handlu dorywczo, którym ograniczono taką możliwość. Nie sądzę, że Polacy są aż tak odmienni od Węgrów w tym zakresie i skoro tam się zakaz nie przyjął, tak i u nas się nie przyjmie – ocenia Kamil Rybikowski, ekspert WEI.
Polecamy: Zakaz handlu: Jest pierwsza grzywna dla sklepikarza
O ile jednak na Węgrzech sondaże wskazywały, że wprowadzeniu zakazu sprzeciwiło się 68 proc. populacji, o tyle u nas różnice między zwolennikami zakazu nie są już tak oczywiste. Z zeszłorocznego sondażu Kantar TNS wynika, że 76 proc. Polaków chciałoby, aby pracownicy sklepów mieli zagwarantowane dwie wolne niedziele w miesiącu, ale jednocześnie oczekiwałoby czynnych placówek handlowych. Również sytuacja społeczno-polityczna w Polsce jest nieco inna niż na Węgrzech.
- Problem jest w tym, że w Polsce inicjatorem zakazu jest przychylny rządowi związek zawodowy, co zresztą przyczyniło się do jego wprowadzenia. Rządzący mogą stwierdzić, że konflikt z „Solidarnością" jest dla nich mniej korzystny niż zniesienie nielubianego zakazu. Wymiany rządu jednak raczej zakaz nie przetrwa, chociażby ze względu na liberalizujące w tym temacie tendencje europejskie. Nie sądzę, by ktoś w Europie wkrótce decydował się na zaostrzenie przepisów, a pewnie wkrótce możemy się spodziewać kolejnych furtek zwiększających wolność handlowania w krajach Europy Zachodniej – podsumowuje Kamil Rybikowski.
Źródło: WEI, ISB News, wmeritum.pl, businessinsider.com.pl