"Super Express": - Była pani naukowcem, ministrem, miała własną firmę, teraz jest prezydentem jednej z największych organizacji biznesowych. W której roli czuła się pani najlepiej?
Henryka Bochniarz: - We własnej firmie. Było ryzyko, ale jednocześnie wielka satysfakcja bycia na swoim. Lubię budować. Lewiatan jest właśnie przykładem instytucji, która ma silną pozycję, a budowana była od zera.
- Z badań wynika, że jedna trzecia Polek chciałaby prowadzić własną firmę. Co jest największą barierą w podjęciu przez panie decyzji o własnym biznesie?
- Głównie ryzyko, jakie się z tym wiąże. Kobiety są dość ostrożne, a decyzja o przejściu na swoje, zwłaszcza gdy się startuje bez doświadczeń, jest ryzykowna. Najczęściej oznacza też walkę z biurokracją, bo słynne jedno okienko ciągle nie może zadziałać. Gdy kandydatka na bizneswoman słyszy, jak inni przedsiębiorcy muszą się natrudzić, by przetrwać na rynku, po jednej czy drugiej próbie po prostu się wycofuje. Poza tym kobiecie niełatwo przebić się w męskim świecie interesów.
- W polityce parytet kobiet i mężczyzn już obowiązuje. To będzie sprzyjać biznesowi?
Różnorodność zawsze jest wielką wartością. Kryzys pokazał, że najbardziej narażone na straty były firmy, w których rządzili sami mężczyźni, najczęściej po tej samej szkole i z tego samego kręgu towarzyskiego. Czy to jest biznes, czy polityka - fakt, że są tam kobiety, które myślą inaczej i mają inne doświadczenia, zawsze jest korzystny.
- Gdyby miała pani postawić diagnozę, jaka jest dzisiaj sytuacja Polek w biznesie, co by powiedziała?
- Najwięcej kobiet jest w małych firmach, gdzie odpowiedzialność i ryzyko są niewielkie. Im większa firma, tym kobiet jest mniej, a w spółkach giełdowych można je już policzyć na palcach jednej ręki. W sektorze bankowym ponad 70 proc. to kobiety, ale w zarządach banków jest ich zaledwie 7 proc. To pokazuje, że istnieje system, który utrudnia kobietom ... CZYTAJ DALEJ>>>
- Gdyby miała pani postawić diagnozę, jaka jest dzisiaj sytuacja Polek w biznesie, co by powiedziała?
- Najwięcej kobiet jest w małych firmach, gdzie odpowiedzialność i ryzyko są niewielkie. Im większa firma, tym kobiet jest mniej, a w spółkach giełdowych można je już policzyć na palcach jednej ręki. W sektorze bankowym ponad 70 proc. to kobiety, ale w zarządach banków jest ich zaledwie 7 proc. To pokazuje, że istnieje system, który utrudnia kobietom awans. Z drugiej strony i one same nie bardzo chcą podejmować ryzyko, wiedząc, że wchodzą na grunt, na którym nie czują się pewnie. Nikt też tam nie czeka na nie z otwartymi ramionami. Dlatego panowie muszą się posunąć, a kobiety - nauczyć się, jak wykorzystać tę przestrzeń dla siebie.
- Ostatnio coś się zmienia na lepsze. Duża w tym zasługa Kongresu Kobiet Polskich, którego pani była pomysłodawczynią.
- Wywołanie dyskusji o parytetach to wielka sprawa. W końcu zaczęto o tym rozmawiać i dzisiaj już nikt tego pomysłu nie obśmiewa. Zmienia się myślenie o roli kobiet, ale też ich myślenie o sobie. Czują się pewniej, już nie uważają, że muszą stać w kącie, bo tam jest ich miejsce. Dwa lata temu w regionalnym kongresie w Olsztynie uczestniczyło kilkanaście kobiet i trudno je było namówić do zabrania głosu. W 2010 roku było ich już ponad 200, a dyskusja była niesamowicie żywa. W II Kongresie Kobiet w czerwcu ubiegłego roku w Warszawie wzięło udział prawie 4 tysiące kobiet. Mam z tego wielką satysfakcję, bo widać, że nadszedł czas na zmiany.
- Z czym muszą najczęściej walczyć kobiety? Jakie są największe grzechy pracodawców wobec nich?
- Na pewno nierówne płace kobiet i mężczyzn. Równe wynagrodzenie za taką samą pracę będzie jednym z głównych postulatów III Kongresu, który odbędzie się we wrześniu w Warszawie. Trzeba też zmieniać legislację. W Szwecji wprowadzono przepisy, że jeśli mężczyzna nie weźmie połowy urlopu rodzicielskiego, traci się do niego prawo. Na początku korzystało z niego zaledwie 4 proc. mężczyzn, teraz już 90 proc. I nagle zaczęło się inaczej mówić o sprawach żłobków, przedszkoli, opieki nad dziećmi. Nam jeszcze do tego daleko. Jeśli będzie więcej kobiet w polityce i na wysokich stanowiskach, te kwestie też będą inaczej wyglądały.
- W których dziedzinach kobiety są lepsze od mężczyzn?
- Rynek się zmienia. Mężczyźni powoli są wypychani nawet z dziedzin, w których dawniej dominowali. Większość prac, które wymagają siły fizycznej, dzisiaj wykonują maszyny lub roboty. Coraz większe zapotrzebowanie jest na cechy postrzegane jako kobiece, takie jak empatia czy umiejętność słuchania, które przydają się w sferze usług. Tam nie da się funkcjonować na zasadzie rozkazów. Trzeba klienta słuchać i uśmiechać się do niego. Podobnie w sektorze finansowym, gdzie kontakt z klientem jest bardzo bliski. To na pewno są takie miejsca, gdzie jest sporo przestrzeni dla kobiet. Mężczyznom trudno zaakceptować fakt, że muszą pełnić funkcje usługowe.
- Czy mężczyźni traktują kobiety w pracy po partnersku?
- Zależy, gdzie i kto. Dlatego tak ważne jest, żeby kobiet było więcej, zarówno w polityce, jak i w biznesie. Bo jeżeli nawet w zarządzie firmy znajdzie się jakaś kobieta, to i tak musi się dostosować do sposobu funkcjonowania mężczyzn, których jest tam większość. Badania pokazują, że gdy w instytucji pracuje minimum 30 proc. kobiet, to zmienia się jej sposób funkcjonowania. Tutaj akurat ilość przekłada się na jakość.
- Czy są jakieś sposoby na poprawę sytuacji kobiet na rynku pracy?
- Polskim kobietom brakuje siły przebicia. To efekt wychowania i powielania wzorów wyniesionych z domu i ze szkoły. Mężczyźni nie muszą się "przebijać", bo od zawsze działali w sferze biznesu, podczas gdy kobiety siedziały w domu. Ale najważniejsze, żeby był wzrost gospodarczy. Wtedy powstają nowe miejsca pracy i pracodawcy zatrudniają nowych pracowników.
- Jakie cechy powinna mieć współczesna bizneswoman?
- Musi być aktywna, otwarta, szukać nowych wyzwań. I nie bać się podejmowania ryzykownych decyzji. Kiedy w 1989 roku rzuciłam pracę w instytucie naukowym, miałam 40 lat. Wcześniej nigdy nie pomyślałam, że założę własną firmę konsultingową i odniosę sukces.
- Co najbardziej przeszkadza kobietom w rozwijaniu skrzydeł?
- Panowie razem pracują, potem idą na piwo albo spotykają się na meczu. Tak tworzy się system wzajemnych relacji i powiązań nazywany networkingiem. To na pewno ułatwia prowadzenie interesów. Kobiety nie miały takich możliwości, bo tkwiły w domowym zaciszu. Teraz muszą to nadrobić. Powinny też się wzajemnie wspierać. Te, które już mają pozycję i do czegoś doszły, powinny dzielić się doświadczeniami z początkującymi. Chodzi o to, by rozwinąć system mentoringu.
Henryka Bochniarz
Polska ekonomistka, była minister przemysłu, od 1999 prezydent Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan. W 2004 roku odznaczono ją Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski