Inflacja pustoszy portfele Polaków. Okazuje się, że przyjdzie nam słono płacić nie tylko na zakupach, ale i na stacjach kolejowych i w pojazdach komunikacji miejskich. Jak to możliwe? Spółki transportowe mają twardy orzech do zgryzienia. Koszty utrzymania firm, pojazdów, napraw rosną w oczach. Przyczynia się do tego galopująca inflacja, ale i przepisy dotyczące tak zwanej zielonej transformacji energetycznej i związane z nią ogromne podwyżki cen prądu. Powstaje pytanie, czy spółki udźwigną rosnące w oczach koszty czy też przerzucą je na pasażerów (przynajmniej w jakiejś części). Niestety, wszystko wskazuje na to, że konsekwencje takiej sytuacji poniosą sami pasażerowie. Przyjdzie im więcej płacić za bilety, a do wyboru będą mieli znacznie pomniejszoną siatkę połączeń. Z takimi niekorzystnymi zmianami przyjdzie się nam zmierzyć już w styczniu nadchodzącego roku. Warto podkreślić, że od jakiegoś czasu w górę idą ceny paliw, więc jazda prywatnym samochodem też staje cię coraz bardziej kosztowna. Zatem nawet przy sporych podwyżkach cen biletów kolejowych czy tramwajowych wciąż przemieszczanie się transportem publicznym może być tańsze niż jazda prywatnym autem.
Kolejny szok cenowy. Ogromne podwyżki cen biletów na pociągi i komunikację
Jeździsz pociągami i autobusami? To trzymaj się mocno za portfel. Wielu przewoźników ma twardy orzech do zgryzienia, bo stoją przed widmem dużych strat albo podwyżkami cen biletów lub okrojeniem rozkładów jazdy. Wszystko przez rozpędzoną inflację i "zieloną" transformację. Niestety, wszystko wskazuje na to, że konsekwencje takiego stanu rzeczy poniosą sami pasażerowie. Przyjdzie im słono płacić za bilety i długo czekać na pociąg lub autobus.