Od 14 marca w PGG trwa spór płacowy dotyczący wzrostu wynagrodzeń. Górnicy z PGG domagają się 10-procentowych podwyżek oraz przywrócenia zawieszonych składników wynagrodzenia. Zgodnie z szacunkami, jeżeli ich postulaty zostałyby spełnione, trzeba by przeznaczyć na ten cel 429 mln złotych.
Zobacz koniecznie: Ile naprawdę zarabiają górnicy? [INFOGRAFIKA]
Tymczasem spółka chce wydać na wzrost wynagrodzeń mniej niż połowę tego, bo 200 mln zł, co stanowi równowartość prognozowanego na ten rok zysku. Wówczas wynagrodzenia w PGG na poszczególnych stanowiskach wzrosłyby o 220 – 440 zł miesięcznie, ale minister Tchórzewski szacował w jednym z wywiadów dla wnp.pl, że na obsługę zadłużenia oraz na realizację inwestycji spółka powinna przeznaczać ok. 1 mld zł zysku netto rocznie.
Eksperci wskazują na dobrą koniunkturę w branży węglowej, która sprzyja postulatom górników. Może ona utrzymać się nawet do końca roku. Kopalnie zwiększyły wydobycie i zatrudniają nowych pracowników, ale mają problem ze znalezieniem wykwalifikowanych osób do pracy. Do 9 kwietnia w PGG mają odbyć się negocjacje dotyczące podwyżek z udziałem mediatora, Krzysztofa Husa. - Mamy nadzieję, że nastąpi porozumienie. Nasze rozmowy są jednak trudne – mówi serwisowi Superbiz.se.pl Dariusz Chrost, rzecznik prasowy Związku Zawodowego Kontra.
Podwyżek dla górników z PGG nie było od kilku lat, natomiast ich wynagrodzenia w 2017 r. wzrosły średnio do 6538 zł za sprawą dodania do funduszu wynagrodzeń dodatkowych środków za pracę w soboty, a także – dzięki wypłacie 30 proc. zawieszonej wcześniej czternastki za ubiegły rok.
Sprawdź też: Wdowy i sieroty po zmarłych górnikach nadal bez rekompensaty za deputat węglowy
PGG przechodzi restrukturyzację, ale według szefa resortu energii jest jeszcze za wcześnie na ocenę jej efektów. Tomasz Rogala, prezes prezes PGG, stwierdził na antenie Radia Katowice, że przyznanie górnikom 10-procentowych podwyżek wygenerowałoby w 2018 r. 200 mln zł straty. Marian Kostempski, były szef Kopeksu, sądzi jednak, że żądania związkowców nie są wygórowane.
- Uważam, że podwyżki są jak najbardziej potrzebne. Natomiast trzeba uważać, by przy tym nie pogrążyć spółek węglowych, w tym Polskiej Grupy Górniczej. Należy zatem umiejętnie wytworzyć system i wkomponować go w układ zbiorowy pracy. Jest też sporo do zrobienia w zakresie organizacji pracy. Reasumując: trudno się dziwić, że górnicy domagają się podwyżek, a postulat 10-procentowej podwyżki płac w PGG nie jest postulatem wygórowanym – ocenił Marian Kostempski w rozmowie z WNP.pl.
Polecamy: Szokujący raport NIK. Na kopalnie idą miliardy złotych, a efektów nie widać
„Rzeczpospolita" wyliczyła, że branża węglowa przeznaczy w 2018 r. minimum 570 mln zł na wzrost świadczeń. Jak podkreśla, są to ostrożne szacunki. Jedną ze spółek, której udało się zawrzeć porozumienie ze stroną społeczną jeszcze w 2017 r., jest Jastrzębska Spółka Węglowa (JSW). Przywróciła ona przywileje górnicze, m.in. czternastkę i deputat węglowy. JWS spodziewa się, że w tym roku ich wypłata może kosztować spółkę 350 mln zł, a w 2019 r. – dodatkowe 200 mln zł.
Nie wiadomo jeszcze, czy związkowcy z JSW wystąpią o podwyżki w tym roku. W zeszłym roku średnie wynagrodzenie w spółce (bez wypłaty nagród z zysków) poszło w górę o 30 proc., do 8,52 tys. zł – przypomina gazeta.
Już teraz wiadomo, że 5-procentowe podwyżki dostaną pracownicy Lubelskiego Węgla Bogdanka, dzięki czemu wartość przeciętnej pensji w spółce wyniesie w tym roku ponad 7,9 tys. zł. Dodatkowo górnicy dostaną jednorazową premię w wysokości 2,7 tys. zł brutto – podaje rp.pl.
Źródło: pulshr.pl, rp.pl, katowice.tvp.pl, wnp.pl