Rząd nie zamierza likwidować podatku Belki. A inflacja pożera oszczędności Polaków
Inflacja 2022 w Polsce szaleje. W czerwcu inflacja w Polsce wyniosła 15,6 proc. To najwięcej od ponad 20 lat. By ratować sytuację, NBP podnosi systematycznie stopy procentowe. Skutek tego jest taki, że zadłużonym po uszy Polakom, co miesiąc rosną raty kredytów mieszkaniowych. Tymczasem po drugiej stronie bankowej barykady są ciułacze, czyli właściciele depozytów. A te cały czas są na skandalicznie niskim oprocentowaniu nawet 0,1 proc., co ma się nijak do gigantycznej inflacji. Jak tego by było mało, od i tak małych zysków z tych depozytów trzeba zapłacić jeszcze tak zwany podatek Belki. Ze względu na trudną ekonomiczną sytuację coraz częściej pojawiają się pytania o likwidację tego podatku. Co na to rząd Mateusza Morawieckiego? Zapytany o to rzecznik rządu Piotr Müller cytowany przez PAP odpowiedział, że "w tej chwili takiej decyzji nie mamy". "Zdecydowaliśmy się na obniżkę podatku dochodowego, (...) i na tarczę inflacyjną, to jest obniżenie VAT na żywność z 5 do zera proc., na paliwo z 23 do 8 proc." - dodał. Zaznaczył, że stworzono też specjalne instrumenty w ramach obligacji Skarbu Państwa, które - jak ocenił - również są atrakcyjne dla obywateli.
Jak pomóc Polakom w walce z inflacją 2022? Podatki dobijają ciułaczy
"A druga rzecz - zawsze jest wybór. Jeśli do budżetu państwa wpływają środki finansowe z określonego podatku, to one zasilają budżet, jeżeli przestają zasilać budżet, to albo się ogranicza wydatki, albo w innym miejscu podwyższa podatki, bo bilans musi pozostać podobny" - dodał.
Przypomnijmy, podatek od dochodów kapitałowych, czyli tzw. podatek Belki, został wprowadzony w 2002 roku przez rząd Leszka Millera, w którym Marek Belka był wicepremierem i ministrem finansów. Początkowo stawka podatku wynosiła 20 proc. i obejmowała zyski z oszczędności od depozytów i lokat bankowych. W 2004 roku rozszerzono opodatkowanie również o dochody kapitałowe pochodzące z inwestycji giełdowych; jednocześnie obniżono podatek do 19 proc.