Rząd pilnie musi zadbać o uchodźców z Ukrainy
Setki tysięcy osób kłębi się na przejściach granicznych, w pociągach, koczuje na dworcach, są rozwożone prywatnymi samochodami bez jakiejkolwiek kontroli sanitarnej. Już ponad milion osób rozjechało się po Polsce. Tyle osób przyjechało z kraju, w którym było zaszczepione 36 proc. społeczeństwa. Jesteśmy w połowie drogi do recesji czy stać nas na kolejny lockdown, obciążanie gospodarki i systemu zdrowia przez kolejną falę pandemii? Co na to Ministerstwo Zdrowia? W odpowiedzi na pytanie Super Biznesu, Biuro Komunikacji resortu, stwierdza lakonicznie:
W odpowiedzi na zapytanie informujemy, że Ministerstwo Zdrowia stale monitoruje sytuację, na bieżąco reagujemy na wszelkie informacje dotyczące ewentualnych ognisk zakażeń, jednak pamiętamy o konieczności pomocy ludziom, którzy byli zmuszeni do opuszczenia swojego kraju z powodu działań wojennych - czytamy w lapidarnej odpowiedzi.
Polecany artykuł:
Jak poinformował "Stuttgarter-Zeitung", w miniony weekend na dworcu głównym w Stuttgarcie pojawiła się duża grupa uchodźców z Ukrainy. Wszyscy oni byli w drodze do Paryża. Musieli jednak przerwać podróż, ponieważ trasa między Stuttgartem a Karlsruhe została wówczas zamknięta. Wobec tego wolontariusze zaoferowali im zakwaterowanie w miejscowym hotelu. Niestety w ośrodku okazało się, że uchodźcy nie mogą zostać zakwaterowani. Powód? Brak certyfikatu szczepienia, ozdrowieńca albo testu na COVID-19. Przez to Ukraińcy musieli spędzić noc na dworcu.
Dr hab. n. med. Ernest Kuchar kierownik Kliniki Pediatrii, prezes Polskiego Towarzystwa Wakcynologii, specjalista chorób zakaźnych z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, w rozmowie z Super Biznesem twierdzi, że rzeczywiście temat pandemii w sposób nieusprawiedliwiony zniknął z mediów, a przecież pandemia trwa nadal. Oprócz covidu, Kuchar ostrzega przed powstaniem dużych ognisk zakażeń odry i błonicy, bo Ukraińcy praktycznie nie szczepili się przeciwko tym chorobom.
- Realnym zagrożeniem dla Polaków są w tej chwili bardziej odra, błonica i koronawirus niż wojna, która bezpośrednio nas nie dotyczy, ponieważ w niej nie bierzemy udziału. Oprócz Covid-19 Ukraińcy są społeczeństwem słabo zaszczepionym przeciw odrze i błonicy, chorobom które łatwo przenoszą się między ludźmi w warunkach przegęszczenia. Zgadzam się, że rząd chwilowo zapomniał o potrzebie obostrzeń przeciwepidemicznych. Wraz z wybuchem konfliktu na Ukrainie problem pandemii kompletnie zniknął w mediach, co jest kompletnie nieusprawiedliwione bo przecież pandemia wciąż trwa, a ludzie chorują i umierają. Skupmy się na realnych liczbach, w Polsce nadal z powodu koronawirusa umiera kilkaset osób dziennie, mniej więcej tyle, ile dziennie ginie na Ukrainie. Doświadczenie wskazuje, że w ślad za dużą migracją ludzi w trudnych warunkach postępują choroby zakaźne. Dlatego też, o ile lockdownu bym się nie spodziewał, bo rząd na to się nie zdecyduje, to uważam że grozi nam nie tylko wybuch kolejnej fali koronawirusa, ale również ogniska odry i błonicy.
Jak wskazuje Piotr Soroczyński główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej, recesja nam nie grozi. Są jednak możliwe dwa scenariusze. W optymistycznych założeniach możemy oczekiwać jedynie umiarkowanego ograniczenia tegorocznego tempa wzrostu gospodarczego - o około 1 pkt procentowy w stosunku do prognoz formułowanych w początku roku. W scenariuszach mniej optymistycznych mogą pojawić się założenia o redukcji tempa wzrostu z planowanego o wartość z przedziału między 2,0 a 2,5 pkt. proc.
- Perturbacje gospodarcze odczuwać będziemy na kilku poziomach. Po pierwsze zerwanie lub ograniczenie bezpośredniej wymiany handlowej z Ukrainą, Rosją i Białorusią. Po drugie łopoty związane z zerwaniem łańcuchów dostaw i logistyki. Po trzecie działanie w okresie kiedy percepcja ryzyka gospodarczego jakie ma międzynarodowy biznes myśląc o naszym kraju będzie podwyższona - twierdzi w rozmowie Super Biznesem główny ekonomista KIG i dodaje w chwili obecnej scenariusze wskazujące, że możemy mieć recesję należy traktować jako wciąż mało prawdopodobne. Obawy o możliwość pojawienia się u nas kolejnego silnego nawrotu pandemii, a co za tym idzie potencjalnego ponownego zamrożenia części gospodarki, są znacznie bardziej stonowane niż jeszcze miesiąc temu.
Soroczyński z KIG uważa, że w chwili obecnej bardzo trudno konkretyzować prognozy dotyczące kondycji gospodarczej w Polsce dla najbliższych miesięcy. Wciąż bowiem nie mamy pewności jak i kiedy zakończy się wojna na Ukrainie, jakie pociągnie za sobą skutki gospodarcze - tak w zakresie naszych kontaktów z Ukrainą, ale przede wszystkim tego, w jakiej kondycji będzie Rosja - po różnorodnych sankcjach, ale również licznych przypadkach zerwania współpracy z podmiotami gospodarczymi z całego świata. Kluczowa w przypadku Rosji będzie skala presji gospodarczej wywieranej przez Zachód, ale również długość trwania owej presji. W przypadku Ukrainy zaś kluczowy będzie poziom zniszczeń wojennych, jak również to czy Ukraina otrzyma znaczącą pomoc na odbudowę i odtworzenie zdolności wytwórczych.
Podobnie uważa, Daniel Kostecki, dyrektor polskiego oddziału Conotoxia Ltd., który przyznaje w rozmowie z Super Biznesem, że na wprowadzenie lockdownu na pełną skalę, tak jak to miało miejsce w 2020 r., Polski prawdopodobnie już nie stać – innych krajów również. Wydaje się zresztą, że nawet jeśli pojawią się nowe ogniska koronawirusa, to nie będą one już tak duże, jak wcześniej. Dlatego też prawdopodobieństwo lockdownu, jaki znamy, jest nikłe. - Nie ma poważniejszych przesłanek, żeby polska gospodarka była na drodze do recesji. Można powiedzieć, że jesteśmy ewentualnie na ścieżce do spowolnienia gospodarczego czy z niewielkimi szansami na stagflację. Wszystko jednak będzie zależało w głównej mierze nie od kryzysu migracyjnego, a od napiętej sytuacji na rynku surowców energetycznych - podsumowuje Kostecki.