Od momentu rozpoczęcia zbrojnej napaści na Ukrainę ze strony Rosji, zachodnie państwa (w tym m.in. Japonia oraz Australia) nakładają na reżim Władimira Putina sankcje gospodarcze. Wojna sprawiła też, że wiele międzynarodowych firm opuściło rosyjski rynek. Sporo tam jednak pozostało. "Mydło Fa, proszki Persil i Perwoll, szampony Schauma, Syoss i Gliss Kur, lakier do włosów Taft, płyn do mycia naczyń Pur, produkty do zmywarek Somat czy klej Pattex" - wylicza "GW" produkty, które Henkel wciąż produkuje i sprzedaje w Rosji.
Niemiecki koncern chemiczny z czystym sumieniem można nazwać gigantem. Obecny jest w 125 krajach, w których zatrudnia łącznie 50 tys. osób. W jedenastu rosyjskich fabrykach ma 2,5 tys. pracowników. "GW: pisze, że zakłady w Rosji produkują przede wszystkim na lokalny rynek, odpowiedzialny za 5 proc. obrotu koncernu (ok. 1 mld euro).
"To nie kwestia zysków"
Akcjonariusze spółki kwestionują jej reakcję na wojnę w Ukrainie. W poniedziałek, 4 kwietnia na pytania udziałowców o działalność koncernu w Rosji odpowiadał Carsten Knobel, szef giganta chemicznego. Mówił o obawach, że rosyjskie spółki córki zostałyby wywłaszczone przez prezydenta Władimira Putina. W ten sposób reżim zyskałby spory majątek. "Jak duży? Niemieckie media szacują, że chodzi o kilkaset milionów euro — a to zabolałoby koncern, którego cena akcji jest obecnie aż o połowę niższa niż w 2017 roku" - pisze "Gazeta Wyborcza".
Dziennik przypomina też, że wcześniej koncern tłumaczył się tym, że produkuje i sprzedaje w Rosji produkty codziennego użytku. "To nie kwestia zysków" - mówiła Simone Bagel-Trah, odnosząc się m.in. do kondycji rubla.