Wraz z rosnącymi ratami kredytów pojawiają się coraz to nowe niekoniecznie dobre pomysły związane z pomocą złotówkowiczom. Jednym z nich, który jest kompletnie odrealniony zaproponowała Lewica. Mowa tu o zamrożeniu WIBOR, co oczywiście eksperci mocno skrytykowali.
Niedorzeczność polega na tym, że zamrożenie WIBOR-u oznaczałoby dla wielu osób brak możliwości zaciągnięcia nowych kredytów mieszkaniowych lub przynajmniej wyższy ich koszt. Po prostu banki przy zamrożonym WIBOR-ze albo przestałyby udzielać takich kredytów, albo postanowiłyby odrobić straty poprzez wyższe marże -uważa Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments.
Problem w tym, że jest to jeden z najgorszych pomysłów na poprawę sytuacji. Jeśli jeszcze koszty tego rozwiązania miałyby ponosić banki, to przy okazji uderzyłoby to we wszystkich. Posiadacze lokat musieliby liczyć się z tym, że banki nie tylko przestałyby podwyższać oprocentowanie depozytów, ale jeszcze mogłoby dojść do ponownego ich obniżenia. Inwestorzy posiadający akcje banków musieliby liczyć się ze spadkiem notowań akcji tych firm. Zauważyć mogliby to też posiadacze jednostek uczestnictwa funduszy inwestycyjnych czy uczestnicy PPK - dowodzi Turek HRE Investments.
Szerzej pisaliśmy o zamrożeniu WIBOR TUTAJ: Zamrożenie WIBOR kuszące, ale nie do końca sprawiedliwe
Eksperci radzą również, że jeżeli naprawdę jest źle, zdarzył się wypadek losowy np. ciężka choroba, utrata pracy można sięgnąć po rządowy program – Fundusz Wsparcia Kredytobiorców. Więcej szczegółów w "POLECANYM ARTYKULE". Jak wylicza Bartosz Turek, przez 3 lata możemy dostawać do 2 tys. zł miesięcznie na spłatę rat. Po tym czasie mamy 2 lata na złapanie „finansowego oddechu”, a dopiero potem następuje spłata. Rata ma być 4 razy niższa niż to co dostawaliśmy w ramach pożyczki. Jeśli więc dostawaliśmy co miesiąc po 2 tys. złotych, to zwracać będziemy po 500 złotych miesięcznie i tak przez 12 lat (144 miesiące). W ustawie jest jednak zapis, że jeśli będziemy sumiennie oddawać pieniądze, to ostatnie 44 raty zostaną umorzone. W sumie więc z funduszu dostać możemy maksymalnie 72 tysiące złotych (3 lata po 2 tys. zł miesięcznie), a oddać będziemy mogli wtedy tylko 50 tysięcy (100 rat po 500 złotych).
Zatem jakie są metody jeszcze można zastosować?
Pierwszą podstawową zasadą i najważniejszą, którą podkreślają bankierzy i eksperci nigdy nie ukrywać swoich kłopotów ze spłata przed bankiem bo wpadniemy w jeszcze większe kłopoty. Bankom raczej bardziej zależy na spłatach niż na przejmowaniu nieruchomości. Dlatego też ważne żeby negocjować i rozmawiać tak by mimo kłopotów starać się spłacać nawet tylko odsetki, bez kapitału. Przy przejściowych kłopotach mogą nam pomóc tzw. "wakacje kredytowe".
Polegają one na tym, że na kilka miesięcy możemy zawiesić spłatę kredytu. Później jednak niespłacane przez ten czas odsetki powiększą nasze zadłużenie. Wydłużony może zostać też okres kredytowania. W sumie więc za to czego nie zapłacimy dziś, zapłacimy z nawiązką w przyszłości, ale już będąc w lepszej kondycji finansowej.
Trochę mniej kosztować powinno jeśli poprosimy nie o zawieszenie całej spłaty, ale o to, aby okresowo nie spłacać tylko części raty. Chodzi o to, że przez jakiś czas możemy spłacać tylko odsetki, a w spokoju pozostawimy pożyczony kapitał. Przy tym rozwiązaniu chwilowo nie będziemy obniżać naszego zadłużenia wobec banku. Nie zmienia się jednak to, że co miesiąc regulować będziemy naliczane odsetki (plus ewentualne inne koszty – np. ubezpieczenie) - mówi Turek z HRE Investments.
Jak dodaje analityk, w zależności od tego na jak długo się zadłużyliśmy i ile pozostało nam jeszcze do spłaty, to zawieszając spłatę kapitału, możemy ograniczyć ratę o co najmniej 15-20 proc., a niekiedy nawet o ponad połowę. Problem w tym, że to czego nie zapłacimy teraz, będziemy musieli zapłacić w przyszłości i to z odsetkami. Może dać nam to jednak czas na podreperowanie domowego budżetu, wywalczenie podwyżki, zdobycie dodatkowego źródła dochodu lub w ogóle znalezienie lepiej płatnego zajęcia.
Innym rozwiązaniem może być wydłużenie okresu spłaty. Jeśli mamy kredyt zaciągnięty na 20 lat, to wydłużenie tego okresu do 30 lat pozwoli zmniejszyć ratę o około 15-20%. Także w tym przypadku nie ma nic za darmo – wydłużenie okresu kredytowania spowoduje, że dłużej zajmie nam spłata długu, a więc bank dłużej naliczać będzie odsetki.
Czytaj także: Frankowiczu, przewalutowałeś kredyt? Sprawdź, ile straciłeś
Warto więc wiedzieć, że przy obecnych warunkach rynkowych koszt obsługi 30-letniego długu jest o około 50-60 proc. wyższy niż spłata kredytu zaciągniętego na 20 lat. Do tego dochodzi koszt sporządzenia aneksu do umowy, ale to nie powinno być droższe niż kilkaset złotych. Do tego ważna uwaga – bank pozwoli nam wydłużyć okres kredytowania o ile w dniu ostatecznej spłaty długu nie przekroczymy maksymalnego wieku akceptowanego przez bank.
Jeśli ktoś jest w jeszcze bardziej komfortowej sytuacji i nie ma takich problemów jak wcześniej wspomniane, bo ma spore oszczędności, a jedynie martwi go rosnąca rata, to dziś szczególnie wartym rozważenia rozwiązaniem jest nadpłata kredytu. Przeciętny dług zaciągnięty na zakup mieszkania może być już dziś oprocentowany na ponad 5 proc. To znaczy, że w przypadku kredytu zaciągniętego na 25 lat nadpłata kredytu na kwotę 10 tysięcy złotych oznaczać może obniżenie comiesięcznej raty o około 60 złotych (zakładamy najpopularniejszy system rat równych). To oznacza oszczędność w kwocie 720 złotych rocznie. Dla porównania trzymając te pieniądze na lokacie oprocentowanej na 2 proc., możemy liczyć jedynie na odsetki na poziomie 162 złotych rocznie (po opodatkowaniu).
Ostatecznym rozwiązaniem jest sprzedaż mieszkania, według Turka z HRE Investments w otoczeniu dynamicznie rosnących cen jest to sposób, który powinien pozwolić nie tylko na spłatę kredytu, ale też na realizację zysku z tytułu wzrostu wartości nieruchomości.
Ostatnie dane BIK pokazują, że na rynku kredytów hipotecznych rok 2021 przejdzie do historii. Dane BIK sugerują, że w tym czasie zaciągnęliśmy kredyty mieszkaniowe o wartości aż 88,7 mld złotych. Wynik jest więc rekordowy – wyraźnie wyższy niż w najlepszym dotychczas 2008 roku. Wtedy zadłużyliśmy się bowiem na około 70 miliardów – wynika z danych BIK.